Nauczyciel wilk i uczniowie baranki? - komentuje Jarosław Reszka

W dodatku miało się to dziać w tzw. szkole NATO, jednej z wizytówek nie tylko bydgoskiej oświaty, do której pedagogów dobiera się - jak słyszałem - ze szczególną starannością.

Nie chcę przez to powiedzieć, że rodzice, którzy zgłosili te incydenty najpierw do dyrekcji szkoły, a potem do redakcji, kłamią. Być może tylko wizerunek krewkiego nauczyciela został przez uczniów nakreślony zbyt grubą i zbyt ciemną kreską. Wbrew pozorom, uczniowie we współczesnej szkole nieczęsto stają się ofiarami agresji nauczycieli.

Przeciwnie, to nauczyciele bardzo się pilnują, by nie wyjść z siebie i nie zareagować zbyt spontanicznie na uczniowskie psoty, czasem przybierające bardzo obcesowe i złośliwe formy. Opowieści o nauczycielach budujących dyscyplinę za pomocą drewnianego piórnika, linijki czy poprzez wysyłanie ucznia do kąta, to już wspomnienia dzisiejszych dziadków. Na szczęście, ale też pamiętajmy, że wobec uczniowskich prowokacji współczesny nauczyciel, zwłaszcza początkujący, często czuje się bezradny.

Dlatego nie dziwię się dyrekcji szkoły NATO, że zanim wyda opinię o swoim pracowniku i ewentualnie ukarze go, najpierw stara się dokładnie wyjaśnić, co i dlaczego się stało.