MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Zginął człowiek, winnych nie ma

Grażyna Ostropolska
- Co to za sprawiedliwość! Straciłam w pożarze ojca, syn omal nie został kaleką, a prokuratura umarza śledztwo! - oburza się Barbara Mrozik.

- Co to za sprawiedliwość! Straciłam w pożarze ojca, syn omal nie został kaleką, a prokuratura umarza śledztwo! - oburza się Barbara Mrozik.

Jest przekonana, że gdyby strażacy z Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej nr 1, sąsiadującej z palącym się budynkiem, właściwie zareagowali na zgłoszenie o pożarze, ofiar by nie było.

Przypomnijmy. Nocny pożar przy ulicy Pomorskiej 14 wybuchł 2 marca 2011 roku (ok. godz. 1.00) w mieszkaniu na parterze. Jego lokator Łukasz Karolak natychmiast pobiegł po pomoc do strażaków, ale od dyżurnego jednostki usłyszał, że zgłoszenie musi być telefoniczne. Wrócił do mieszkania z nadzieją, że sam zgasi ogień, ale gęsty dym uniemożliwił mu wejście. Ponownie pobiegł do straży. W tym czasie skakali z okna mieszkańcy piętra: Barbara Mrozik i jej syn Arkadiusz. - Dym nas dławił, musieliśmy się ratować - tłumaczą. W domu został ojciec pani Barbary: 84-letni Bronisław Zblewski. - Krzyczałam, że trzeba go natychmiast wynieść, ale straż pojawiła się zbyt późno i mimo że zatruty tlenkiem węgla ojciec trafił do ośrodka hiperbarycznego w Gdyni, wkrótce zmarł - wspomina kobieta.

<!** reklama>

Prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania pożaru. Dowiedziono, że ogień powstał od niedopałka lub żaru papierosa, ale sprawcy nie ustalono. Biegły sądowy Grzegorz Borowik nie ma wątpliwości, że to błędy decyzyjne, popełnione na stanowisku alarmowym Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej nr 1 opóźniły rozpoczęcie przez strażaków akcji i skutkowały bezpośrednim niebezpieczeństwem zagrożenia dla mienia w wielkich rozmiarach. Był problem z ustaleniem winnych opóźnienia, bo... w śledztwie wyszło na jaw, że dyżurka JRG nie jest objęta wewnętrznym monitoringiem, zaś uszkodzona kamera na budynku straży przy Pomorskiej 16 nie przekazuje nocą obrazu. Świadomi tego strażacy plątali się w zeznaniach. Robert Ł., pełniący wówczas służbę na dyżurce, twierdzi, że po informacji o pożarze połączył się z dyspozytorką Ewą S. Przekazał jej, że był u niego jakiś „koleś” i powiedział, że pali się mieszkanie przy Pomorskiej 14, a Ewa S. odpowiedziała mu zdziwionym głosem: „Ale ja muszę mieć potwierdzenie telefoniczne” i to był koniec ich rozmowy. Gdy zdenerwowany Karolak przybiegł do niego ponownie, Ł. pouczył go, że trzeba zadzwonić na 998 i pobiegł do punktu alarmowego, by wymusić na dyspozytorce reakcję.

Ewa S. zeznaje tak: „Robert Ł. w luźnej rozmowie poinformował mnie, że był u niego facet, który powiedział, że gdzieś obok się pali. Mówił mi, że był on jakiś dziwny, w krótkich spodenkach i czuć było od niego alkohol. Odpowiedziałam koledze, że skoro sytuacja była dziwna, to powinien powiedzieć facetowi, żeby zadzwonił pod nr 998, a on stwierdził, że tak właśnie zrobił”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!