Tu szczeka pies ogrodnika

Fajna/fajny nauczyciel to dla nas taki, który mało pyta, pobłażliwie traktuje ściąganie i przymyka oczy na nieobecności. Jeśli jeszcze, między tymi aktami miłosierdzia, potrafi czegoś nauczyć - jest super. Tak niektórzy z nas myślą, kiedy się uczą. Potem wszyscy dorastają, do szkół posyłają swoje dzieci, dla których fajna/fajny nauczyciel to taki... Tylko wtedy nam się zmienia.

Wkurzają nas lekcyjne zastępstwa, odwoływane lekcje, niekończące się akademie, wyjścia do kina, wycieczki. Jakoś nam się wtedy wydaje, że ktoś te nasze dzieci nadmiernym luzem krzywdzi. Nie możemy uwierzyć, że w połowie kwietnia rozpoczyna im się festiwial świąt, długich weekendów, egzaminów gimnazjalnych, maturalnych (na czas których opróżnia się szkoły, by młodsi nie przeszkadzali abiturientom), wycieczek...

<!** reklama>

Ministerstwo wymyśliło kilka sezonów temu patent, dzięki któremu rodzice nie powinni tracić nadziei, że ich potomstwo się jednak czegoś zdąży nauczyć - rok wydłużony niemal do końca czerwca (w tym roku właściwie nawet dosłownie).

Nie wiem, jakim prymusem był ministerialny pomysłodawca ustawy, skoro wierzy, że kiedy za oknem czerwiec, komuś się chce jeszcze o czymkolwiek niezwiązanym z wakacjami myśleć. I cokolwiek odrabiać czy nadrabiać. Fakt, że wiele zachodnioeuropejskich oświatowych systemów to ćwiczy - niczego nie zmienia. Nie wierzę w naukę w czerwcu i nie mam jej braku za złe nikomu.

A że mi tej kaskady wolnych dni żal? Cóż, może przeze mnie przemawia tylko pies ogrodnika. Taki, co to swojej budy w pracy musi pilnować w wiele wolnych dni...