Słowo się rzekło i co teraz?

Kiedy w 1937 r. wdowa po Leonie Wyczółkowskim, Franciszka, ofiarowała ok. 450 prac artysty gminie Bydgoszcz, ta poprzez prezydenta Leona Barciszewskiego złożyła pewne zobowiązania...

Zadeklarowano, m.in., powołanie kuratorium złożonego z szacownych osób (m.in. dyrektorów muzeów w Krakowie i Warszawie), które miało zajmować się opieką nad zbiorami. Obiecano również eksponowanie daru w całości.

Tymczasem kuratorium nie ma, a darowane prace i pamiątki są w ekspozycji przemieszane z innymi dziełami artysty. Nie było na to czasu, okazji, ani też woli przez minione 75 lat. Czy oznacza to uporczywe uchylanie się zarządu miasta od wywiązania się z przyjętych wówczas zobowiązań? Czy w tej sytuacji muzeum może grozić odebranie pamiątek po wielkim malarzu?

Zdaniem rzecznika prezydenta Bydgoszczy, Piotra Kurka, sprawie trzeba się uważnie przyjrzeć, a na początek wyjaśnić kwestię następstwa prawnego obecnego Zarządu Miasta, czy rzeczywiście powinien on odpowiadać za niewypełnianie zobowiązań zarządu z 1937 roku.

<!** reklama>Jak twierdzi dyrektor Muzeum im. Leona Wyczółkowskiego w Bydgoszczy, Michał Woźniak, wypełnienie obydwu zobowiązań jest dziś niemożliwe.

- Powołanie wymaganego ową umową kuratorium jest niemożliwe w dzisiejszym stanie prawnym - mówi. - To najwyżej może być kuratela honorowa, do ustanowienia takiej dążyć będziemy w tym roku z okazji Roku Leona Wyczółkowskiego.

Zdaniem Michała Woźniaka, również ekspozycja prac w odrębnej całości przeczy kanonom wystawienniczym i jest niemożliwa, ponieważ jej część stanowią szkicowniki.

Szerzej o sprawie niewywiązywania się Bydgoszczy z obietnicy złożonej wdowie po Leonie Wyczółkowskim napiszemy jutro w magazynowym wydaniu „Expressu”.