Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rafał Majka: Jeśli urodzi się córka, to będzie... Majka

Jacek Żukowski
Najlepszy polski kolarz opowiada nam o zakończonych 
właśnie świętach, planach na Tour de France oraz imieniu potomka, na którego czeka.

Za nami Wigilia, w ten dzień też Pan trenował?
Tak, wolne są tylko święta. Mam takie swoje przyzwyczajenie, że kiedy jeżdżę na rowerze w Wigilię, to ta praca się opłaca. Bo kiedy dużo potrenuję, potem mogę dużo zjeść.

Ma Pan jakieś ulubione potrawy wigilijne?
Lubię barszcz z uszkami, rybę i kapustę. W tym roku mieliśmy bardzo fajną, uroczystą kolację.

W domu rodziców czy już w swoim?
Zaprosiliśmy rodziców do
nas. Atmosfera była świetna. To jedyny czas dla mnie, który mogę spędzić z rodziną, a bardzo sobie ją cenię. Brakowało co prawda śniegu, ale ja akurat nie narzekam, bo dzięki temu mogę trenować.

Ten rok był najlepszy w Pańskiej karierze. Czy często myślami wraca Pan do wyścigu olimpijskiego w Rio de Janeiro, do tej heroicznej walki o brązowy medal?
Staram się do tego nie wracać. Sport uczy pokory, nie zawsze najmocniejszy wygrywa. To jest piękne w kolarstwie. 6 godzin jazdy, ponad 40 stopni Celsjusza, trasa góra - dół, 5 tysięcy metrów przewyższenia, każdy daje z siebie wszystko. Są kraksy. Nagle na kilometr do mety mam „złoto”, potem mnie doganiają i zostaje „brąz”. Z drugiej strony mogłem leżeć na asfalcie i nie mieć nic. Nie śni mi się ta sytuacja po nocach. Jeszcze jest Tokio w 2020 roku, kolejne igrzyska, nie wiadomo jeszcze gdzie. Myślę, że dwa olimpijskie starty powinienem jeszcze zaliczyć.

Podczas napiętego kalendarza startów brakuje Panu rodziny na co dzień?
Oczywiście, że tak. Człowiek to nie robot. Czasami pomiędzy zgrupowaniami i wyścigami jestem bardziej zmęczony psychicznie niż fizycznie. Wtedy przydaje się takie wsparcie.

Czy podczas wielkich tourów ma Pan kontakt z żoną, czy woli się Pan odciąć od całego świata?
Mam kontakt telefoniczny. Bo nawet gdyby chciała przyjechać do mnie na wyścig, to i tak nie pobylibyśmy razem. Nie byłoby czasu.

W 2017 roku będzie sporo pracy: Tour de France, Vuelta Espana, czyli największe wyścigi świata.
Przywykłem. Mamy bardzo dobrą atmosferę w drużynie. Muszę być tylko skoncentrowany na wyścigach. Na Tourze będę chciał walczyć o miejsce w pierwszej piątce, a w Hiszpanii wygrywać etapy i zabierać się w ucieczki.

Wreszcie doczekał się Pan sytuacji, w której będzie liderem grupy.
Tak, ale nastąpiła zmiana, bo miałem być liderem na Giro d’Italia, a będę na Tour de France. To większy prestiż. Każdy by się z tego cieszył. We Włoszech i Hiszpanii kończyłem już wyścigi w pierwszej piątce, teraz pora na Francję. Oby tylko zdrowie dopisało.

Najbliższy rok będzie dla Pana przełomowy i to nie tylko pod względem sportowym.
Na pewno. Z żoną Magdą spodziewamy się w lutym dziecka. Planuję być przy narodzinach, choć będzie z tym ciężko, bo w tym czasie mamy już zgrupowanie i wyścigi. Na żonę spadną wszelkie obowiązki. Ale zdaje sobie z tego sprawę. Taki uprawiam sport, a chcąc robić wyniki, muszę być maksymalnie skoncentrowany na swojej pracy i jak najbardziej wypoczęty. Wiele czasu nie spędzę w domu. Od października do grudnia będzie czas dla rodziny.

Będzie Rafał czy Majka?
Jeśli będzie dziewczynka to będzie Majka. Nie, żartuję... Najważniejsze, by dziecko było zdrowe. Znam płeć dziecka, ale nie mogę tego jeszcze zdradzić.

Startował Pan w grupie Tinkoff, która się rozpadła. Czym przekonali Pana właściciele Bora-Hansgrohe, by to do nich Pan przyszedł? Innych propozycji z pewnością nie brakowało.
Przekonali mnie tym, że na mnie postawili. I nie chodziło wcale o sprawy finansowe. Zależało mi na tym, by mieć jak najlepsze warunki do rozwoju. To, czego się nauczyłem w Tinkoffie, będę mógł pokazać w nowej drużynie. Myślę, że powinno się udać.

Od kilku lat jest Pan bardzo popularnym człowiekiem. Jak Pan sobie radzi z tą sytuacją, bo to nie jest przecież łatwe?
Podchodzę do tego spokojnie. Staram się dawać autografy, robić sobie zdjęcia z kibicami. Ludzie jednak muszą zrozumieć, że ja też jestem normalnym człowiekiem. Czasem boją się do mnie podejść, wskazują palcem. Zastanawiają się, czy ja to ten Majka... Mam szczęście, że na treningach jeżdżę w kasku i okularach. Niełatwo mnie rozpoznać.

Przyznaje się Pan do swojej tożsamości?
Tak. Niedawno miałem taki przypadek, że jechałem na rowerze z góry, koło Swoszowic i policja stała na drodze. Zatrzymali na dmuchanie w balonik inną osobę. Chciałem ich wyprzedzić, ale zdążyli mnie zastopować. Też zaproponowali dmuchanie. Odpowiedziałem, że nie mam z tym problemu, bo jestem kolarzem. Policjant na mnie patrzy i mówi, że jestem podobny do tego Majki. Odpowiedziałem, że to ja, a oni na to: autograf poprosimy! To bywa przyjemne.

Popularność więc bardziej pomaga niż przeszkadza?
Do wszystkiego się można przyzwyczaić, staram się dobrze żyć z ludźmi. Cenię sobie fanów, którzy dopingują mnie na trasie. Dodają mi skrzydeł.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!