Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prezydent - nasz i nie nasz

Krzysztof Błażejewski
Krzysztof Błażejewski
Narutowicza na Pomorzu nazywano „nie-Polakiem”, ostro krytykowano Mościckiego, w efekcie czego rząd wprowadził u nas stan wyjątkowy. A 5 lat temu w większości powiatów naszego regionu najwięcej głosów zebrał Lepper... Mieszkańcy Kujaw i Pomorza nie zawsze w wyborach prezydenckich popierali kandydata, który zwyciężał. Przeciwnie, często mieli odmienne zdanie od reszty kraju.

Narutowicza na Pomorzu nazywano „nie-Polakiem”, ostro krytykowano Mościckiego, w efekcie czego rząd wprowadził u nas stan wyjątkowy. A 5 lat temu w większości powiatów naszego regionu najwięcej głosów zebrał Lepper... Mieszkańcy Kujaw i Pomorza nie zawsze w wyborach prezydenckich popierali kandydata, który zwyciężał. Przeciwnie, często mieli odmienne zdanie od reszty kraju.

<!** Image 2 align=right alt="Image 151257" sub="Począwszy od 1990 r. w pejzażu naszych miast pojawiły się nieznane wcześniej plakaty reklamujące kandydatów na prezydenta. Na zdjęciu: przed wyborami w 1995 r. Aleksander Kwaśniewski obiecujący lepszą przyszłość.">Mieszkańcy Kujaw i Pomorza nie zawsze w wyborach prezydenckich popierali kandydata, który zwyciężał. Przeciwnie, często mieli odmienne zdanie od reszty kraju.

W II RP prezydenta wybierało Zgromadzenie Narodowe. W 1922 r. dominująca na Pomorzu endecja opowiadała się za kandydaturą Maurycego Zamojskiego. Wybór Gabriela Narutowicza przyjęła z wielkim oburzeniem. „Prezydent - nie-Polak” - na całą szerokość pierwszej strony swoje zdanie wyraziła redakcja „Słowa Pomorskiego”, a komentarz zatytułowała „Żydzi zwyciężyli Polskę”. W miastach naszego regionu prawica organizowała wiece, na których wyrażano głębokie oburzenie z powodu takiego wyboru.

<!** reklama>Po zamachu na pierwszego prezydenta niepodległej Polski na prawicy zapanowała cisza połączona z zażenowaniem. Przy ponownych wyborach, zarządzonych ledwie po 11 dniach od śmierci Narutowicza, nie było już większych emocji. Pomorska prasa odnotowała jedynie, że ówczesny marszałek Sejmu Maciej Rataj z poparciem Wincentego Witosa chciał przeforsować kandydaturę gen. Władysława Sikorskiego. Prawica zaproponowała z kolei uczonego, filologa klasycznego z UJ, Kazimierza Morawskiego. Wybór Stanisława Wojciechowskiego, przyjaciela i starego współpracownika Józefa Piłsudskiego, okazał się być udanym kompromisem.

Stan wyjątkowy za karę

Bezpośrednio po zamachu majowym i ustąpieniu Wojciechowskiego, emocje znów sięgnęły zenitu. Na Pomorzu i w Wielkopolsce Piłsudski był postrzegany jako watażka, który targnął się na świętość konstytucji i państwa prawa. Zawiązano lokalny Komitet Obrony Państwa. W regionie organizowano protestacyjne wiece, domagano się autonomii, a jako kandydata na najwyższy urząd w państwie sam Roman Dmowski zaproponował Adolfa Bnińskiego, wojewodę poznańskiego. Jednak 31 maja 1926 r. Zgromadzenie Narodowe wybrało Piłsudskiego. Marszałek, świetny realista, wprawił w osłupienie swoich wrogów, nie przyjmując stanowiska. Następnego dnia zaproponował Ignacego Mościckiego na prezydenta - jako osobę apolityczną, czym ostudził niemal zupełnie emocje. Co ciekawe, Mościcki wygrał z Bnińskim nieznacznie dopiero w II turze.

<!** Image 3 align=left alt="Image 151257" >Na wieść o wyborze „człowieka marszałka” w Toruniu zorganizowano capstrzyk wojskowy. Wszystkie orkiestry garnizonowe defilowały, grając marsze i „Pierwszą brygadę”. W Bydgoszczy rozpoczęły się natomiast „rugi wojskowe” - usuwanie ze stanowisk oficerów, którzy nie sprzyjali Piłsudskiemu. W obawie przed falą krytycznych komentarzy na Pomorzu i w Wielkopolsce zawieszono prawa obywatelskie, czego efektem była, m.in., konfiskata dwóch numerów „Słowa Pomorskiego”, zapewne znów sążniście krytykującego sprawców zamachu majowego...

8 maja 1933 r. kolejnego kandydata miał zaproponować znów Piłsudski. Zgłoszenie, jak i wybór Mościckiego były pewne. Dotychczasowy prezydent nie miał kontrkandydata. Na 555 posłów i senatorów 324 było członkami BBWR, do wyboru wystarczało 278 głosów. Mimo to Sejm i jego okolice były obstawione szczelnym kordonem policji. Dyskutowano o wprowadzeniu stanu wyjątkowego na dzień wyborów.

Opozycjoniści zastanawiali się czy zbojkotować posiedzenie, czy tylko sam akt wyborczy. Ich propozycja wyboru kompromisowego kandydata - Ignacego Paderewskiego - nie spotkała się z odzewem ze strony rządzącej sanacji. „Dziennik Bydgoski” apelował do elektów o oddawanie czystych kartek, jednak ponad 200 posłów i senatorów postanowiło wybory zwyczajnie zbojkotować. „Okoliczności wyboru były przykre, a społeczeństwo spotkał zawód” - konstatowała najpopularniejsza gazeta w Bydgoszczy.

„Spontaniczny” wiec poparcia

Jak na Pomorzu i Kujawach przyjęto wybór Bolesława Bieruta na prezydenta RP 5 lutego 1947 r., można jedynie się domyślać. Prasa pełna była peanów na cześć jedynego słusznego kandydata i z satysfakcją informowała, że oddano na niego 408 głosów i 24 białe kartki.

Bierutowi w ostatniej chwili zmieniono tekst przysięgi. Zamiast mówić według konstytucji „Bogu Najwyższemu, w Trójcy Świętej jedynemu”, musiał powiedzieć jedynie „Tak mi dopomóż Bóg”.

Na Starym Rynku w Bydgoszczy tego samego dnia po południu doszło do „spontanicznego” wiecu z udziałem podobno 20 tys. radosnych mieszkańców. Po wiecu ulicami miasta przedefilowało wojsko.

Wiece w regionie miały miejsce także w 1989 r., w dniu wyboru prezydenta Wojciecha Jaruzelskiego na reaktywowany po 37 latach przerwy urząd. Tyle że teraz już nie były sztucznie, lecz naturalnie spontaniczne. Społeczeństwo protestowało przeciw tej wymuszonej kompromisem kandydaturze.

Zażenowani

W 1990 r. po raz pierwszy mieliśmy do czynienia z kampanią przed powszechnymi wyborami prezydenckimi. Kandydaci objeżdżali kraj szukając poparcia. Do Bydgoszczy jako pierwszy przyjechał Włodzimierz Cimoszewicz, któremu dyrekcja Rometu odmówiła zgody na spotkanie w zakładowej świetlicy. Nasz region odwiedzili też Janusz Korwin-Mikke, Roman Bartoszcze, Leszek Moczulski i Tadeusz Mazowiecki.

Wyniki I tury przyjęto w województwach bydgoskim, toruńskim i włocławskim z zaskoczeniem jeszcze większym niż w całym kraju. Powszechnie przewidywano wejście do drugiej tury Lecha Wałęsy i Tadeusza Mazowieckiego. Uzyskali oni odpowiednio 40 i 18 proc. głosów. Ale Mazowieckiego wyprzedził Stanisław Tymiński z 23 proc. głosów. W woj. włocławskim na Tymińskiego głosowało 25 proc., w toruńskim - 27 proc., a w bydgoskim aż 28 proc. wyborców. Politycy z naszego regionu nie kryli rozczarowania i , jak się wyrażali, „zażenowania preferencjami politycznymi społeczeństwa.”

Pięć lat później na terenie regionu w I rundzie wygrał wyraźnie Aleksander Kwaśniewski. W Bydgoskiem pokonał Lecha Wałęsę w stosunku 45:27, w Toruniu 42:27, a we Włocławku aż 52:22. Rekord przewagi kandydata lewicy na terenie Kujaw i Pomorza padł w Inowrocławiu (58:19). Posłanka Maria Zajączkowska nazwała te rezultaty rozczarowaniem i osobistą porażką. Poseł Grzegorz Gruszka i senatorka Dorota Kempka przekonywali, że to nie wyraz tęsknoty za PRL-em, lecz świadomy wybór lepszego programu.

Z mapy preferencji wyborczych ówczesnego woj. bydgoskiego, zamieszczonej po II turze w „Expressie”, wynika, że na Wałęsę więcej głosów niż na jego rywala oddano wyłącznie w trzech gminach: Brusy (tu Wałęsa wygrał nawet 70:30), Czersk i Śliwice. Największą przewagę natomiast osiągnął Kwaśniewski w gminie Dąbrowa (83:17). W Toruńskiem przewaga Kwaśniewskiego wyniosła 61:39, w Bydgoskiem 62:38, we Włocławskiem - 70:30. Było to najwyższe w całej Polsce poparcie dla lidera SLD.

Przytłaczające zwycięstwo w 2000 roku odniósł w Kujawsko-Pomorskiem Aleksander Kwaśniewski. Urzędujący prezydent zdobył w naszym regionie w I turze 63,8 proc. głosów, podczas gdy na Andrzeja Olechowskiego głosowało 13,5 proc. mieszkańców województwa, a na Mariana Krzaklewskiego 11,2. W powyborczych komentarzach ponownie określano nasz region „bastionem lewicy”, bowiem Kwaśniewski większe poparcie niż u nas miał tylko w Lubuskiem (65,8 proc.).

Wieś postawiła na Leppera

Po kolejnych 5 latach zasłynęliśmy jako region wysokim poparciem dla Andrzeja Leppera. Donald Tusk w I turze wyborów prezydenckich 2005 r. w Polsce uzyskał 35,4 proc. (Lech Kaczyński - 32,9), a na Kujawach i Pomorzu - 32,8. W największych miastach regionu preferencje wyborców układały się różnie. W Bydgoszczy Tusk wygrał z Kaczyńskim 38:32, w Toruniu 42:34, we Włocławku 36:26, a w Grudziądzu 40:24. Na końcowy rezultat wpływ miały jednak wyniki głosowania w tzw. terenie, zaskakujące nawet dla najbardziej wytrawnych znawców sceny politycznej. Aż w 11 powiatach (mogileńskim, żnińskim, aleksandrowskim, włocławskim, lipnowskim, rypińskim, golubsko-dobrzyńskim, brodnickim, grudziądzkim, tucholskim i sępoleńskim) najwięcej głosów zebrał Andrzej Lepper!

W II turze w czterech największych miastach regionu Tusk wygrał z Kaczyńskim, najwyżej w Grudziądzu (57:43). We wszystkich innych okręgach wyborczych Kujawsko-Pomorskiego górą był Kaczyński, z najmniejszą przewagą w Inowrocławiu i Nakle (po 1 proc.).

Ciekawostka

Drwiny i kpiny

Po wyborze Mościckiego w 1926 r. pomorska prasa śmiała się z Piłsudskiego, zamieszczając takie oto przysłowia:

  • Nie wywołuj wilka z Sulejówka.
  • Potrzebny jak Piłsudski na moście.
  • Gdzie diabeł nie może, tam dziadka pośle.
  • Lubię go jak endecy dziadka.
  • I w Belwedyrzu nie zrobią z owsa ryżu.
  • Djabeł w ornat się ubrał i na Odrodzenie dzwoni.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!