Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Maltretowane psy z Dobrcza w końcu są w dobrych rękach

Piotr Schutta
Na ratunek zwierzakom ze zlikwidowanej hodowli  pod Koronowem ruszyli pasjonaci i miłośnicy zwierząt. Cztery salony piękności dla czworonogów (w tym jeden z Warszawy) zaoferowały darmowe usługi fryzjerskie i obcinanie pazurów. Na zdjęciu: Salon Piękności dla Zwierząt Rufi w Bydgoszczy.
Na ratunek zwierzakom ze zlikwidowanej hodowli pod Koronowem ruszyli pasjonaci i miłośnicy zwierząt. Cztery salony piękności dla czworonogów (w tym jeden z Warszawy) zaoferowały darmowe usługi fryzjerskie i obcinanie pazurów. Na zdjęciu: Salon Piękności dla Zwierząt Rufi w Bydgoszczy. Tomasz Czachorowski
Zwierzęta podobno nie mają poczucia czasu. Dla psów i kotów z Dobrcza to dobrze. Od czterech miesięcy są w rękach dobrych ludzi i poznają świat, jaki wcześniej nie był im znany. Ich cierpienie trwało latami. Może kiedyś zostanie z pamięci czworonogów wymazane. Na razie ich rany są dowodami w sprawie.

Kiedy na początku lutego media obiegły zdjęcia zwierząt, przetrzymywanych w jednej z największych ujawnionych pseudohodowli w Polsce, większość z nas zadała sobie to samo pytanie: jakim cudem Romanowi i Izabeli G. udało się przez 10 lat prowadzić bezkarnie swój biznes?

-Mieszkający po sąsiedzku ludzie z Dobrcza próbowali coś z tym zrobić, bo wokół tej posesji unosił się trudny do wytrzymania fetor. Ale nikt nie mógł się dostać do środka. Ani policja, ani urzędnicy z gminy, którzy chcieli wejść pod pretekstem sprawdzenia wodomierzy - opowiada Marta Bitowt ze stowarzyszenia Pogotowie na rzecz Zwierząt.

Trójwymiarowe zdjęcia Bydgoszczy można oglądać już na Google Maps lub na Google Earth. Trzeba przyznać, że nasze miasto prezentuje się świetnie, a specjaliści z Google wykonali kawał dobrej roboty. Na trójwymiarowe fotografie załapały się również okolice Bydgoszczy. Niestety nie ma m.in. Kapuścisk, Wyżyn i Glinek... Zapraszamy do obejrzenia galerii.Polecamy: Bydgoski Londynek z lotu ptaka

Bydgoszcz w 3D na Google Maps i Google Earth [zdjęcia]

Ta sztuka udała się dopiero działaczce pogotowia, która podczas tzw. zakupu kontrolowanego wykazała się talentem aktorskim i dużą odwagą. Płacząc do słuchawki przekonała Izabelę G., by ta sprzedała jej pieska jeszcze tego samego dnia. Weszła do środka, zrobiła zdjęcia i wezwała pomoc. Nie wiemy, co bardziej przekonało Izabelę G.: łzy czy perspektywa zarobku. Na razie kobieta milczy. Zarówno ona, jak i jej mąż nie przyznali się do żadnego z zarzutów. W ogóle odmówili składania jakichkolwiek wyjaśnień.

- Nic. Jakby człowiek mówił do ściany - mówią w Prokuraturze Bydgoszcz-Północ, która prowadzi śledztwo o znęcanie się nad zwierzętami ze szczególnym okrucieństwem oraz w sprawie oszustwa. Grozi za to do 8 lat więzienia. W minioną środę sąd postanowił odrzucić wniosek podejrzanych o skrócenie im aresztu tymczasowego i przychylić się do wniosku prokuratury.

Kliknij poniżej i czytaj dalej na drugiej stronie

- Na razie podejrzani pozostaną w areszcie do 7 sierpnia. Zachodziła obawa matactwa i wpływania na świadków. Gdyby byli na wolności, mogliby zakłócać tok postępowania - dowiedzieliśmy się w Prokuraturze Rejonowej Bydgoszcz-Północ.

Akt oskarżenia ma być gotowy przed rozpoczęciem wakacji, choć nie jest to pewne. Nie wiadomo bowiem, jak dużo zgłosi się poszkodowanych, byłych klientów pseudohodowli z Dobrcza, działającej pod szyldem Polskie Stowarzyszenie Psa Przyjaciela. 47-letnia Izabela G. była jego prezeską, a jej mąż Roman (56 l.) właścicielem hodowli. PSPP zrzeszało wiele podobnych hodowli, rozsianych po całym kraju.

- Z tego, co wiemy, działają one nadal. Zrzeszeni tam pseudohodowcy założyli nowe stowarzyszenie pod inną nazwą - dodaje Marta Bitowt.

Informację o tym, że w Orlu na Jeziorze Głuszyńskim grasuje kłusownik, wpłynęła do radziejowskich policjantów dzisiaj (29 maja) kilka minut po godz. 4. Strażnicy Państwowej Straży Rybackiej we Włocławku zauważyli na jeziorze mężczyznę, który płynąc kajakiem łowił ryby za pomocą sieci. Podejrzany o kłusownictwo został zatrzymany. Policjanci zabezpieczyli kajak, około 120 metrów sieci a także kilka złowionych ryb. Kłusowniczy sprzęt trafił do policyjnego magazynu. Zatrzymany 66-letni mieszkaniec pow. radziejowskiego usłyszał zarzut nielegalnego połowu ryb przy użyciu sieci. Czyn ten zagrożony jest karą grzywny, ograniczenia wolności albo do 2 lat pozbawienia wolnościINFO Z POLSKI 25.05.2017 - przegląd najciekawszych informacji ostatnich dni w kraju

Podejrzany o kłusownictwo odpowie przed sądem

Kilka dni temu bydgoska policja opublikowała komunikat, ponownie zwracając się do osób, które kupiły zwierzaki w zlikwidowanej hodowli pod Koronowem:

„Osoby, które dokonały zakupu psa lub kota proszone są o odniesienie się do stanu zdrowia zakupionego zwierzęcia, kosztów zakupu, ewentualnego leczenia i związanych z tym kosztów. Ponadto, do sprawy należałoby dołączyć wszelką dokumentację medyczną, jak i dokumentację dotyczącą zakupionego zwierzęcia wraz z kopią książeczki zdrowia”.

Śledztwo prowadzi asp.szt. Zbigniew Badyński (tel. 52 525 57 97) z Wydziału Kryminalnego Komendy Miejskiej Policji w Bydgoszczy. Z dotychczasowych ustaleń wynika, że zwierzęta z Dobrcza sprzedawano w całej Polsce.

- W tej chwili postawiliśmy jeden zarzut o znęcanie i osiemnaście o oszustwo, ale sądzimy, że osób oszukanych jest więcej - mówi Mirosław Wałęza z Prokuratury Rejonowej Bydgoszcz-Północ, która nadzoruje śledztwo.

Przeczytaj też: Śmierć zbiera żniwo wśród motocyklistów

Z pseudohodowli w Dobrczu inspektorzy Pogotowia dla Zwierząt uratowali ok. 150 psów (w większości suczki i szczeniaki) oraz ponad 20 kotów. Na każdym ze zwierząt małżeństwo G. zarabiało ok. 1500 złotych. Tyle przeważnie brano za wyhodowane tu yorki, maltańczyki, shitsu, samojedy, buldogi francuskie, bulteriery i inne rasowe psiaki.

Kliknij poniżej i czytaj dalej na trzeciej stronie

- Kupowanie wyglądało tak, że pani G. wychodziła z pieskiem z domu. Jeśli pogoda była sprzyjająca. A jeśli padało, to miała przygotowany jeden pokój, z brzegu posesji, gdzie wpuszczała pieska pokazowego, jako matkę, i jednego umytego szczeniaka - mówi Marta Kwiecińska z Fundacji Jamniki Niczyje. Jej organizacja zajęła się znalezieniem domów tymczasowych dla ponad 30 psów. Przeszło dwadzieścia trafiło do Bydgoszczy i okolic, pozostałe do Wrocławia. Do pomocy zgłosiło się wiele fundacji i stowarzyszeń z całego kraju.

- W znajdowaniu rodzin dla zwierząt pomagało nam mnóstwo osób prywatnych i organizacji. Nie tylko tych, które zajmują się psami czy kotami. Była nawet fundacja od królików. Gdyby nie ta pomoc, to chyba trzy dni byśmy tam siedzieli. A tak siedzieliśmy dobę - uśmiecha się Marta Bitowt.

Zwierzęta, które w trybie interwencyjnym zabrano z Dobrcza, znajdowały się w fatalnym stanie zdrowia. Większość wymagała leczenia weterynaryjnego i pomocy behawiorysty (zoopsychologa). Początkowo spodziewano się, że w hodowli może znajdować się do 40 zwierząt. Dopiero w trakcie interwencji okazało się, że jest ich cztery razy więcej. Na miejscu znaleziono trzy martwe szczeniaki w kartonach.

- To do utylizacji - mieli powiedzieć policjantom prowadzący hodowlę.

Części zwierząt nie udało sie uratować. Dziesięć z nich zmarło już po likwidacji hodowli.

WIDEO: Żubry, orły, wilki. Podglądanie dzikich zwierząt online coraz bardziej popularne

- My szukaliśmy domów dla czterech suczek i ich szczeniaków. Matki są młode, ale bardzo wyeksploatowane. Zwierzęta w tej hodowli zwykle dożywały czwartego, piątego roku życia. Dwie z naszych suczek mają ślady po wielokrotnych cięciach cesarskich, wykonanych zresztą po amatorsku. To były otwarte, ropiejące rany. W jednej nie było w ogóle nici, a z drugiej wystawał kawałek żyłki. w pierwszej kolejności musieliśmy zająć się leczeniem stanu zapalnego ran i odrobaczeniem szczeniaków, bo z tym też był spory problem - opowiada Marta Kwiecińska.

- Realia hodowli wyglądały tak, że suczki siedziały w szopie, w klatkach i co cieczkę rodziły szczeniaki. Wielokrotne cięcia cesarskie powodowały zrosty wewnątrz jamy brzusznej. Przy kolejnej „cesarce” dochodziło do zgonu psa - mówią inspektorzy Pogotowia dla Zwierząt.

- Średni wiek psów, które tam się znajdowały, to 3-5 lat. Zastanawiamy się, co właściciele pseudohodowli robili z sukami siedmioletnimi i starszymi, które do rozrodu już się nie nadawały. Gdzie są te zwierzęta? - pyta Marta Bitowt.

Do sprawy przesłuchano już m.in. lekarza weterynarii z małej miejscowości w powiecie bydgoskim. Przyznał się do przybijania pieczątek w czystych książeczkach zdrowia. Resztę wypełniali prowadzący hodowlę.

  • Zabrane z pseudohodowli czworonogi przebywają w tej chwili w domach adopcyjnych na terenie całej Polski, od Gdańska po Kraków.
  • Zwierzęta z Dobrcza są dowodami w postępowaniu karnym, które toczy się przeciwko małżeństwu G., ludziom prowadzącym do lutego br. zlikwidowaną przez policję hodowlę rasowych psów i kotów.
    __
  • Wszystkie czworonogi policja oddała na przechowanie stowarzyszeniu Pogotowie dla Zwierząt z siedzibą w Trzciance pod Poznaniem. Stowarzyszenie z kolei, na podstawie umów, przekazało zwierzęta różnym fundacjom, które dla większości z nich znalazły już tak zwane tymczasowe domy adopcyjne. Jeśli Izabela i Roman G. zostaną skazani za znęcanie się nad zwierzętami, psy i koty już do nich nie wrócą. Zostaną w domach adopcyjnych na stałe.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!