Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Poczytaj mi, robocie

Redakcja
I księgarze, i drukarze, i bibliotekarze też. Wszyscy mają problem, bo rynek im chudnie i chudnie, a po głowach krąży widmo wymierających dinozaurów...

Lud polski co prawda jeszcze czyta tradycyjne książki, ale młodziankowie patrzą na nie jak na ciekawostkę z innego świata. Na szczęście odbiorcy literatury w jakiejś części łapią się po prostu za inne nośniki. Takie czasy. A te inne nośniki serwują nam czasami całkiem przyzwoitą wartość dodaną.

I nie chodzi mi tu o ebooki, bo tu właściwie mamy prawie same straty. Zyskujemy jedynie funkcjonalność, bo możemy upchnąć całą bibliotekę w jednym pudełku, ale tracimy to wszystko, co przez wieki wypracowała sztuka edytorska. Ale audiobooki? To już zupełnie inna bajka. Bo choć przy paru prawie usnąłem, to inne mnie zaczarowały.

Mamy już zresztą w tej działce czytaczy kultowych, mamy rzemiechów, i mamy chałturników, którzy aktorskimi popisami przykrywają kompletny brak czucia książki. O dziwo, rzadko sprawdzają się w tych rolach zawodowi lektorzy, choć głosy mają piękniutkie i aksamitne. Pamiętam książkę, którą pewien lektor czytał wyjątkowo fatalnie - długo sądziłem, że to robot komputerowy zlepiający słowa. W każdym razie moim mistrzem wciąż pozostaje Roman Wilhelmi, który tak zinterpretował „Moskwę - Pietuszki” Jerofiejewa, że słuchając człowiek czuł się jak w alkoholowym ciągu, a kac aż bolał. Ostatnio przykładem kapitalnej roboty są książki Jo Nesbo, a szczególnie „Policja”, w wykonaniu Mariusz Bonaszewskiego. Pan Mariusz - aktor znany głównie z teatru, mniej z filmu, to dzisiaj ekstraliga aktorów audiobookowych. A ostatnie rozczarowanie? Więcej spodziewałem się po Annie Buczek i „Ciemno, prawie noc” Joanny Bator.

No bo któż nam już nie czytał? I zmarły Zbigniew Zapasiewicz (tak sobie), i Krzysztof Globisz (masa tytułów, wiele udanych, ale prozę Janusza Głowackiego powinien chyba jednak czytać sam Głowacki), Artur Barciś (świetnie!), Piotr Fronczewski ... Inna bajka to oczywiście słuchowiska, które daleko wykraczają poza klasyczne audiobooki i są właściwie teatrem dźwiękowym. Nie zawsze udanym. Raz, że często przeszkadza przerost formy i z teatru robi się kiczowaty teatrzyk, a dwa, że wymagają wyłączności, jeśli chodzi o dźwiękowe impulsy. No, ale nie słuchałem jeszcze audiobookowej wersji komiksu o Thorgalu z Jakubikiem i Bohosiewicz. Podobno uszy stają dęba.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!