[break]
Piotr Kiziak z bydgoskich Wyżyn cieszy się, że ma mocne, zdrowe serce. Gdyby było inaczej, to mogłoby nie wytrzymać momentu, w którym zobaczył rachunek za prąd, który otrzymał ze spółki Enea. - Rachunek wynosił ponad 4 tysiące złotych. Prawie zemdlałem, jak przeczytałem. Oświetlam jedynie swoje mieszkanie w bloku, a nie cały blok - mówi Piotr Kiziak.
Na początku był przekonany, że ktoś podpiął się pod jego instalację i na jego konto korzystał z energii. - Było to trudne do sprawdzenia, bo nasze liczniki mieszczą się w piwnicy, na co dzień nie mamy do nich dostępu. Poza tym, znajdują się w skrzynce, w której nie widać nawet wskazań licznika. W takiej sytuacji wykrycie, że ktoś kradnie prąd, na pierwszy rzut oka jest trudne - uważa bydgoszczanin.
Szybko jednak znalazł klucze i otworzył skrzynkę z licznikami. Okazało się jednak, że ten wskazuje zupełnie inny wynik niż dane z rachunku. Różnica wynosiła... kilka tysięcy kWh. - Miałem pewność, że to inkasent walnął się przy odczycie. Ucieszyłem się więc, że sprawę szybko wyjaśnię - opowiada pan Piotr.
Najpierw kasa, potem reklamacja
Tu jednak mieszkaniec Wyżyn srodze się rozczarował. Na infolinii jego małżonka dowiedziała się, że owszem, reklamację złożyć może, ale rachunek i tak musi być zapłacony, w przeciwnym razie zostaną naliczone karne odsetki, a później przyjdzie kolej na odcięcie dostaw prądu (zapis rozmowy, który został odsłuchany po interwencji Czytelnika, nie potwierdza tej wersji - red.).
- Cała ta sytuacja doprowadza mnie do wściekłości. Jestem zalatanym człowiekiem, mam pracę i mnóstwo spraw na głowie. Ale każe mi się składać reklamacje, wyjaśniać i prosić o ponowne przysłanie faktury. Dlaczego - skoro wiadomo, że wina nie leży po mojej stronie - muszę tracić czas, nerwy i pieniądze, by wyjaśnić problem? Czy to nie Enea powinna się tym zająć? W dodatku, gdy byłem w siedzibie spółki przy Warmińskiego, gdzie musiałem się naczekać w kolejce, przyjęto po prostu moją reklamację, nie usiłując nawet powiedzieć „przepraszam” - denerwuje się bydgoszczanin.
Zdecydowanie inaczej potraktowało sprawę biuro prasowe Enea, gdy poprosiliśmy o jej wyjaśnienie. Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać.
- W tej sytuacji doszło do błędu po naszej stronie. Pomylił się inkasent, który wprowadził nieprawidłowe dane dotyczące stanu licznika. Nie powinno się to było zdarzyć, za związane z tym nieprzyjemności chciałbym klienta przeprosić. Skorygowaliśmy już fakturę, nowy dokument wkrótce powinien dotrzeć pocztą. Wyślemy też klientowi pismo z wyjaśnieniami i przeprosinami - zapewnia Sławomir Krenczyk, rzecznik prasowy Enea. - Każdego klienta, który ma wątpliwości co do wysokości swojej faktury za energię, zachęcam do kontaktu z nami. Zarówno konsultanci naszej infolinii, jak i pracownicy biur obsługi klientów udzielą szczegółowych informacji, a w razie potrzeby - przyjmą reklamację.
Nie powinno się to było zdarzyć, za związane z tym nieprzyjemności chciałbym klienta bardzo przeprosić. - Sławomir Krenczyk, rzecznik Enea
Jednak wyjaśnienie sprawy na miejscu też może być trudne. To już uwaga innej Czytelniczki. Pani Anna twierdzi, że wprowadzone niedawno zmiany w obsłudze w siedzibie Enea przy ul. Warmińskiego przyniosły więcej zamieszania niż korzyści.
Trzy godziny do odstania w kolejce
- Na sali i w korytarzu tłum ludzi. Od jakiegoś czasu wprowadzono numerki i... kolejki znacznie się wydłużyły. Czas oczekiwania to przeciętnie około 3 godzin! Nie dla wszystkich są też miejsca siedzące. Tak się złożyło, że byłam dwa dni z rzędu. Pierwszego dnia odsiedziałam 3 godziny, a drugiego 3,5 godziny. Miałam okazję porozmawiać z czekającymi tam ludźmi i okazuje się, że tak jest codziennie, że kolejka ustawia się już przed budynkiem, zanim biuro jest otwarte. Jeden z klientów próbował porozmawiać z kierownikiem, niestety, nie miał takiej możliwości - relacjonuje nasza Czytelniczka.
Moim zdaniem: Inkasent spisuje raz
Nasz Czytelnik, Pan Piotr, trafił akurat na zły dzień inkasenta, który spisywał stany liczników w bloku na Wyżynach. Pomyłki się zdarzają, w piwnicach bywa ciemno, zero do ósemki jest nieco podobne. Czytelnika - mówiąc obrazowo - szlag by pewnie nie trafił, gdyby potraktowano go poważnie. Bo rację ma. Dlaczego, skoro to on padł ofiarą pomyłki, to na nim ciąży obowiązek składania reklamacji, wyjaśniania sprawy, czy wnioskowania o ponowny odczyt i wystawienie nowej faktury? Powinien wystarczyć jeden telefon na infolinię - inkasent przyjeżdża ponownie, spisuje jeszcze raz i sprawa załatwiona.(sb)
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- Tak żyje "Biały Cygan" Bogdan Trojanek. Zna Viki Gabor, adoptował dziecko z klasztoru
- Skrzynecka przesadza z retuszem? Tak wymalowała się na wycieczkę. Jak w tym chodzić?
- Taka jest Roxie za kulisami "TzG". Prawda o jej zachowaniu wyszła na jaw [WIDEO]
- Jakie wykształcenie ma Jolanta Kwaśniewska? Będziecie zaskoczeni!