Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Miasto ulicę remontuje, przedsiębiorca bankrutuje

Piotr Schutta
Ta ulica ma wyglądać po remoncie bardzo pięknie. Nie wiadomo tylko, ile z działających tu firm przetrzyma okres jej przebudowy, a ile zbankrutuje
Ta ulica ma wyglądać po remoncie bardzo pięknie. Nie wiadomo tylko, ile z działających tu firm przetrzyma okres jej przebudowy, a ile zbankrutuje Tomasz Czachorowski
Wystarczy prześledzić doniesienia prasowe z ostatnich lat, by zorientować się, że mamy do czynienia ze swego rodzaju patologią. Polska co prawda pięknieje na każdym kroku, ale nikt nie przejmuje się tym, że z powodu miejskiej inwestycji może ucierpieć lokalny biznes. Bo zamknięta ulica to strata klienta.

Niemal co kilka metrów widać stare szyldy i zamknięte na kłódkę lub zabite deskami drzwi - donosiła w ubiegłym roku dramatycznie jedna z łódzkich gazet, relacjonując skutki przedłużającego się remontu ulicy Kilińskiego. Przebudowa rozpoczęła się w lipcu 2015 roku. Miała się zakończyć po dwóch miesiącach, tymczasem nawet po roku nie można było powiedzieć, że wszystko zostało przywrócone do porządku. Narzekano, krytykowano, ale z pozwem do sądu nikt nie poszedł. Jedynym, co udało się uzyskać przedsiębiorcom od inwestora, czyli Urzędu Miasta Łodzi, było obniżenie stawek czynszu do 20 proc. na czas prowadzenia robót budowlanych.

- W Toruniu modernizacja ulicy Mickiewicza doprowadziła do szeregu bankructw sklepikarzy i usługodawców. Ludzie rezygnowali z prowadzenia działalności z uwagi na uciążliwość i przewlekłość remontu. Jeżeli przebudowa ma poprawić organizację ruchu i estetykę czy ułatwić dostęp do punktów handlowych, to jeszcze można kalkulować, że poniesione w czasie remontu straty w okresie późniejszym się zrekompensują. Ale jeżeli to trwa wieczność, pojawia się problem - mówi Mirosław Jasik z firmy Global Brokers. Kancelaria doradza m.in. przedsiębiorcom, którzy ponieśli straty z powodu źle zorganizowanych i przeciągających się remontów ulic.

Mało kto idzie do sądu

Jak mówią prawnicy, szanse na wygranie sprawy w sądzie i uzyskanie odszkodowania z powodu utraty korzyści spowodowanej zamknięciem ulicy, są duże. Teoretycznie. W praktyce rzadko bowiem dochodzi do złożenia takiego pozwu.

- Choćby artykuł 471. Kodeksu cywilnego traktuje o należytej staranności podczas wykonywania prac modernizacyjnych. Są też przepisy przetargowe, zobowiązujące wykonawcę do dochowania określonych terminów. W końcu jest też odpowiedzialność inwestora. Mało tego typu spraw trafia jednak do sądów, ponieważ znakomita większość przedsiębiorców prowadzących drobne biznesy nie chce wchodzić w spór z urzędem miasta. Bo potem zaczynają się różne kontrole i dziwne rzeczy - mówi Mirosław Jasik.

Czytaj też: Nie oddam prawka i co mi zrobicie?

Modernizacja ul. Mickiewicza w Toruniu ciągnęła się blisko trzy lata. Wiele spółek splajtowało. O złożeniu pozwu przeciwko Urzędowi Miasta Torunia nikt jednak nie pomyślał. Na witrynach sklepów pojawiły się jedynie, opłakujące Śp. Lokalny Biznes, pogrzebowe klepsydry z następującą treścią:

„Z głębokim żalem zawiadamiamy, że po długim, nieudolnym i ociężałym remoncie ulicy Mickiewicza, którego końca nie widać, umiera lokalna przedsiębiorczość i tym samym zanikają szanse na integrację społeczności i rozwój tej pięknej dzielnicy”. Podpisano: przedsiębiorcy, obywatele, podatnicy.

Mimo że od zakończenia robót minęło ok. 5 lat, nawet dzisiaj właściciele sklepików boją się mówić o sprawie otwarcie. Wypowiadają się tylko pod warunkiem zachowania anonimowości.

- Ponad połowa biznesów się zlikwidowała. Ludzie zamknęli sklepy i wynieśli się stąd - mówi jeden z przedsiębiorców.

- To była ulica handlowa, a dzisiaj umiera. Mickiewicza jest po remoncie bardzo wąska, niefunkcjonalna. Jest za mało miejsc parkingowych, trudno dojechać samochodem dostawczym. Mieliśmy zyskać na tej modernizacji. W rzeczywistości tylko straciliśmy. Prosiliśmy urzędników, żeby uwzględnili nasze uwagi, bo próbowaliśmy walczyć o tę ulicę. Skończyło się na obietnicach. Żadnej nie spełniono. Proszę zobaczyć, ile jest dzisiaj lokali do wynajęcia. Co trzeci stoi pusty - mówi kobieta prowadząca niewielki punkt handlowy. Przetrwała jako jedna z nielicznych.

Nikt nie chciał rozmawiać

Nie wiadomo ilu przedsiębiorców z Bydgoszczy przetrwa drugi etap budowy Trasy Uniwersyteckiej. Od 23 maja trwa przebudowa ulicy Glinki. Prace mają się zakończyć we wrześniu, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem. Na razie nic się nie układa. Ulicę od razu zamknięto na długim odcinku, mimo że postępu prac nie było widać. Już po dwóch tygodniach generalny wykonawca został wezwany przez Zarząd Dróg Miejskich i Komunikacji Publicznej w Bydgoszczy „na dywanik” i pouczony, że niewywiązanie się z terminów może grozić karami. Dla przedsiębiorców, którzy stracili klientów, to jednak żadna pociecha.

**

Przeczytaj również: Zapomniany szlak kolejowy**

- Najbardziej przykre jest to, że od początku byliśmy lekceważeni przez urzędników Zarządu Dróg. Nikt nie chciał z nami rozmawiać. Usłyszeliśmy nawet, że jak jedna działalność padnie z powodu remontu, to nic się nie stanie. Od początku prosiliśmy, by inaczej zorganizowano objazd i dojazdy do naszych firm. Żadnego odzewu. Zaproponowano nam, byśmy zrobili to sobie sami, na własny koszt- powiedziała naszemu reporterowi Beata Pleszyńska, współwłaścicielka myjni samochodowej, której obroty spadły o 90 procent.

- Jak trzeba, to i na szpilkach człowiek przesiedzi. Ale jak tutaj nikogo nie ma, nic się nie dzieje, a ulica zamknięta, to my się denerwujemy - nie ukrywał Krzysztof Pałys, szewc.

Podliczą straty na koniec

Dopiero po nagłośnieniu sprawy przez naszą gazetę i zaangażowaniu się radnego Ireneusza Nitkiewicza doszło do spotkania inwestora i wykonawcy z przedsiębiorcami. Motywacją do podjęcia rozmów mogła być też groźba złożenia przez biznesmenów pozwu zbiorowego z żądaniem odszkodowania. Tak czy inaczej, urzędnicy i przedstawiciele wykonawcy robót pofatygowali się na miejsce, by na własne oczy przekonać się, że w takich warunkach nie da się prowadzić działalności. Później przyznał to nawet oficjalnie za pośrednictwem swojej rzeczniczki prezydent Rafał Bruski, obniżając biznesmenom z Glinek stawki czynszu o połowę. Przy okazji padła deklaracja, że na przyszłość każde zamknięcie ulicy na czas remontu będzie poprzedzone kosultacjami z udziałem lokalnych handlowców i rzemieślników.

- Szkoda, że od razu z nami nie rozmawiano. Poczekamy aż zakończy się remont i wtedy podliczymy nasze straty. Nie wykluczamy pozwu o rekompensatę - mówią przedsiębiorcy z Glinek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Miasto ulicę remontuje, przedsiębiorca bankrutuje - Nowości Dziennik Toruński