Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dlaczego były pracownik aresztu trafił do celi?

Grażyna Ostropolska
Sąd zawyrokuje, czy za murami  tej placówki penitencjarnej doszło do korupcji, czy tylko do oszustwa
Sąd zawyrokuje, czy za murami tej placówki penitencjarnej doszło do korupcji, czy tylko do oszustwa Dariusz Bloch
- Jestem niewinny! Nie przyjmowałem żadnych łapówek - zapewnia Ryszard K., któremu prokuratura postawiła zarzut przyjmowania korzyści materialnych od osadzonych oraz przekroczenia uprawnień.

Za Ryszardem K. murem stoją przyjaciele i ludzie, z którymi współpracował. 36 godnych zaufania obywateli (przedsiębiorcy, działacze sportowi, lekarze, nauczyciele i posłowie) zadeklarowało gotowość poręczenia za podejrzanego, gdy ten (od października do marca) przebywał w areszcie. - Zniszczono uczciwego człowieka. Trzymano go pół roku w celi dla ciężkich przestępców, bo

pomówił go oszust recydywista.

Chciał umniejszyć swoją rolę w kolejnym przestępstwie i uzyskać korzystniejszy wyrok - sugerują ci, którzy stanęli w obronie K. - Wierzymy, że sąd Ryśka uniewinni, ale tego, co przeżył on i jego rodzina, już się nie cofnie - dodają.

Czytaj też: Groził, że zabije mnie i dzieci. Żona Rafała P. ujawnia wstrząsające nagrania

O domniemanej korupcji w bydgoskim areszcie śledczym zrobiło się głośno latem ub. roku. Zatrzymano wtedy Grzegorza K., byłego wychowawcę Oddziału Zewnętrznego Aresztu Śledczego w Bydgoszczy. Funkcjonariusz miał podobno przyjąć korzyść materialną - 5 tys. zł od Wojciecha S. za pozytywną opinię, mającą wpływ na przedterminowe zwolnienie. Do skorumpowania wychowawcy miało dojść w 2014 r. w McDonald’s, gdzie funkcjonariusz i kilku skazanych pożywiało się po wizycie na basenie. Oddział Zewnętrzny Aresztu Śledczego to placówka otwarta, gdzie więzień ma więcej „luzu”, bo jest przygotowywany do wyjścia na wolność. Wojciech S. twierdzi, że włożył kopertę z 5 tys. zł do plecaka Grzegorza K., a ten nie zaprotestował.

W październiku ub. roku CBA zatrzymało Ryszarda K., byłego kierownika OZ Aresztu Śledczego w Bydgoszczy, który od 2015 r. przebywał na emeryturze. Ten sam więzień, Wojciech S., oskarżył go o przyjmowanie łapówek. Zeznał, że przekazał Ryszardowi K. ok. 40 tys. zł. Część na terenie zakładu, część przez pośrednika; młodego mężczyznę, którego nie jest w stanie rozpoznać. Skazany

zdradził śledczym cennik.

1000 zł trzeba było zapłacić za jeden miesiąc wcześniejszego wyjścia na wolność, a dzień przepustki miał kosztować więźnia od 100 do 150 zł. S. ujawnił to, gdy sam został oskarżony o wyłudzenie pieniędzy od współwięźniów. Powoływał się na układy i znajomości. Obiecywał im szybszą wolność za łapówki, ubijał też w celi biznesowe interesy. Wymyślone, bo zawodowy oszust kłamstwo ma we krwi. Afera wyszła na jaw za sprawą oszukanych więźniów, którzy nie doczekali się spełnienia obietnic. Najwięcej stracił osadzony Andrzej Sz. Wojciech S. siedział z nim w jednej celi. Przekonywał Sz., że ma dobrego adwokata, który potrafi się dogadać z sędzią i prokuratorem w sprawie skrócenia wyroku. Miało to kosztować 15 tys. zł, ale potem Sz. musiał wpłacić a konto wcześniejszego wyjścia na wolność jeszcze 20 tys. zł. Wojciech S. zapewniał go, że jeśli nic z tego nie wyjdzie, adwokat zwróci pieniądze. Rodzina Sz. przekazywała kasę na bankowe konto żony S. lub bezpośrednio jego matce. Zdarzało się też, że syn Sz. przywoził ojcu gotówkę do Bydgoszczy, a ten wręczał ją S.

Zobacz też

Tak - wg projektu Navishipproject - ma wyglądać prom, który będzie kursował między Czarnowem a Solcem Kujawskim.

Solec Kujawski - Czarnowo: będzie prom przez Wisłę [WIZUALIZACJE]

Wojciech S. wyczuł, że kumpel z celi to człowiek majętny, więc by wyciągnąć od niego więcej kasy, zaproponował okazyjny zakup aut w Niemczech. S. twierdził, że ma tam kuzyna, który pracuje w salonie samochodowym, i ma możliwość zakupu dobrych aut. Dogadali się, że zamówią dwa. Jedno Audi (A4) Andrzej Sz. kupi dla siebie. Drugie, A6, za 9 tys. euro sprzedadzą w Polsce i podzielą się zyskiem. Ten lipny interes kosztował Sz. 50 tys. zł, które wpłacone na konto żony Wojciecha S. natychmiast z niego wyparowały. S. wymyślał różne powody, dla których zamówione w Niemczech auta do Polski nie dotarły. Sz. zorientował się, że kumpel mataczy i podczas przepustki odwiedził mecenasa, na którego S. się powoływał. Ten stwierdził, że żadnych pieniędzy od S. nie otrzymał i nic o sprawie nie wie. Sz. odwiedził też żonę Wojciecha S., która wyznała, że cześć kasy przelanej na jej konto przeznaczyła na spłatę długów i własne potrzeby, a pozostałą kwotę przekazała mężowi; co Wojtek z nimi robił, żona nie wiedziała, bo przecież nie wtrąca się w jego interesy. Pokazała Sz. konto bankowe na laptopie i oświadczyła na papierze, ile pieniędzy dostała od niego przelewem, a ile do ręki. Andrzej Sz. zażądał od S. natychmiastowego zwrotu pieniędzy, a ten wyznał, że pieniądze nie poszły na samochody i adwokata, lecz na dom w Niemczech. Oznajmił, że kupił tę nieruchomość do spółki z kuzynem, a jak ją wyremontuje i sprzeda, to odda Sz. pieniądze. Napisał mu nawet oświadczenie, że zwróci dług z odsetkami, czyli ten zamiast 85 tys. zł dostanie 100 tys. zł. Andrzej Sz. kumplowi z celi nie uwierzył. Doszły do niego informacje, że S. wyłudził pieniądze również od innych współwięźniów. Między innymi od Andrzeja G. Żona pana G. wpłaciła

Czytaj dalej - kliknij poniżej:

20 tys. zł na konto Moniki S.,

żony Wojciecha S., za wcześniejsze wyjście męża na wolność. Ten nie wyszedł, więc kobieta zażądała zwrotu pieniędzy. Znalazła Monikę S. na Facebooku i zagroziła jej policją. Wtedy zatelefonował do niej Wojciech S. Najpierw prosił G. o cierpliwość, potem ją zwodził, a w końcu oświadczył, że kasy nie odda, bo facet, który wziął od niego pieniądze, kupił za nie samochód. Pani G. skontaktowała się wtedy z Wojciechem M., nowym kierownikiem Oddziału Zewnętrznego Aresztu Śledczego w Bydgoszczy (Ryszard K. był już na emeryturze) i usłyszała, że oszukanych przez S. jest więcej. M. prosił, by przesłała mu mailem potwierdzenia przelewów pieniędzy. G. i Sz. złożyli doniesienie o oszustwie na policji, ale tam sprawę umorzono z braku dostatecznych danych na popełnienie przestępstwa. W połowie 2015 r. sprawą zainteresowali się funkcjonariusze CBA. Dyrektor aresztu przesłał im materiały, dotyczące Wojciecha S., który, powołując się na wpływy u wysoko postawionego funkcjonariusza służby więziennej, miał załatwiać osadzonym przepustki, przerwy w odbywaniu kary w zamian za korzyści materialne. Powołał się na wewnętrzne śledztwo, z którego wynikało, że ten proceder trwał co najmniej rok. Wtedy S. wszystkiemu zaprzeczał, choć fakty (pieniądze wpłacane na konto jego żony) biły po oczach. Zmienił taktykę, gdy postawiono mu zarzuty i zasądzono areszt. Oznajmił, że sprawę przemyślał i wyzna całą prawdę. Podał śledczym nową wersję. Zeznał, że miał znakomite

Tak nazywał Ryszarda K., który wówczas kierował oddziałem zewnętrznym. Jak osadzeni chcieli coś załatwić, to najpierw przychodzili do niego, a on przekazywał ich sprawę Rychowi. Chwalił Rycha za ludzkie podejście do osadzonych. Skazani - wg jego relacji -chodzili na mecze siatkówki, bo kierownik załatwiał im darmowe bilety, mogli iść na basen, zrobić zakupy w markecie, pojechać na wycieczkę do Lichenia. Oczywiście pod opieką wychowawców. Gdy zmienił się dyrektor aresztu, więźniom przestano folgować. Zaostrzono więzienny reżim w oddziale zewnętrznym, a jego kierownikowi Ryszardowi K. wytoczono postępowanie dyscyplinarne za nieprzestrzeganie regulaminu. Zawieszono je wraz z przejściem K. na emeryturę. Wojciech S. zeznał, że miał układ z Rychem. Przekazywał mu pieniądze od osadzonych, a ten wypuszczał ich na przepustki lub dzięki układom z sędziami załatwiał przedterminowe zwolnienie.

Zobacz też

Zaspany król zwierząt na chwilę podniósł łeb, jakby chciał rzec: „Nie przeszkadzajcie mi w drzemce!”

Bydgoszczanin na safari: nie dałem się pożreć lwom

- To nie ja, tylko wychowawcy wystawiali osadzonym opinię, która decydowała o przepustce. To nie ja, tylko sąd penitencjarny decydował o ich wcześniejszym wyjściu na wolność - broni się Ryszard K. Twierdzi, że został pomówiony, bo nie ma dowodów na to, że brał łapówki i nie rozumie, dlaczego śledczy nie dają wiary jemu, tylko słowom oszusta. CBA zatrzymało Ryszarda K. 19 października ub. r. w domu obłożnie chorej teściowej, którą się opiekował. Z aresztu wyszedł w marcu. - Jestem niewinny - powtarza.

WIĘCEJ
Agnieszka Adamska-- Okońska, prokurator: - Postępowanie w tej sprawie przedłużono do 9.05. i prawdopodobnie jeszcze w maju wpłynie do sądu akt oskarżania. Po uzyskaniu możliwego do zebrania materiału dowodowego uchylono areszt wobec Ryszarda K.
Rafał Grabski, rzecznik Aresztu Śledczego w Bydgoszczy:- Dyrektor aresztu przekazał pozyskane informacje właściwym służbom i to one ocenią ich wiarygodność, a sąd zawyrokuje, czy była wśród nas czarna owca, czy pomówiono niewinną osobę.

Czy to cud? Figurka Maryi roni krwawe łzy

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Dlaczego były pracownik aresztu trafił do celi? - Nowości Dziennik Toruński