Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

RECENZJA: "Botoks" [ZWIASTUN]

Dariusz Pawłowski
Dariusz Pawłowski
Marieta Żukowska (znana ze sceny Teatru im. S. Jaracza w Łodzi) jako Patrycja próbuje nadać swojej postaci głębi, ale schematycznie narysowane postaci nie pozwalają aktorom na wiele.
Marieta Żukowska (znana ze sceny Teatru im. S. Jaracza w Łodzi) jako Patrycja próbuje nadać swojej postaci głębi, ale schematycznie narysowane postaci nie pozwalają aktorom na wiele. Kino Świat
Najnowsza produkcja w reżyserii i do scenariusza Patryka Vegi, „Botoks”, już na ekranach kin. Obraz życia i pracy lekarek oraz pielęgniarek w naszym kraju w stylu cyklu z „Pitbullem” w tytule.

Film „Botoks” Patryka Vegi jest jak cała polska medycyna: diagnoza w dużej mierze trafna, ale terapia fatalna, toporna, w formie taśmowej roboty. Różnica polega na tym, że służba zdrowia posiada kiepski PR i miewa w głębokim poważaniu swego klienta, Patryk Vega zaś - sądząc po liczbie widzów na jego produkcjach - nie tylko świetnie potrafi się „sprzedać”, ale i celnie wyczuwa zapotrzebowanie lokalnej publiczności. Lecz boleści po obcowaniu z jednym i drugim - są identyczne.

Budując zainteresowanie i przygotowując podkład pod frekwencyjny sukces, Patryk Vega dysponował śmiałością wypowiedzi. Zapowiadał, iż „Botoks” to sama prawda, obnażająca polską służbę zdrowia, nie ma żadnej wymyślonej sceny; zapewniał, że scenariusz powstał na podstawie opowieści autentycznych lekarzy; podkręcał przeświadczenie, że wsadza w mrowisko nie kij, ale „całą armię kijów”, a medycy po premierze się wściekną. Przypuszczam jednak, że - podobnie jak „gangusy” po kinowych wersjach „Pitbulla” - uśmiechną się z lekkim politowaniem. Jeżeli twórca rzeczywiście z lekarzami rozmawiał, to po prostu dał się im - jak „gangusom” - wpuścić w maliny lub zbytnio rozgorączkował się odkryciem dawno odkrytego. Vega biegnie po powierzchni zjawiska, mówi o sprawach nieświeżych, doskonale znanych, zapożyczonych, a napięcie stara się osiągnąć brutalnością, wyjaskrawieniem i wymachiwaaniem „armią kijów”. Niestety, wystruganych - jak scenariusz - na kolanie.

Autor oparł film na czterech bohaterkach. Daniela jest ratowniczką medyczną, która zamienia się w odnoszącą sukcesy przedstawicielkę koncernu farmaceutycznego, do czego potrzebne jej były liczne zabiegi medycyny estetycznej. Magda to ginekolog położnik, specjalistka od aborcji - do czasu, aż sama zachodzi w ciążę. Znakomita chirurg Patrycja dowiaduje się o zdradzie męża, przerzuca się na ginekologię estetyczną i „ładuje” w związek ze słabym mężczyzną. I w końcu Beata, lekarka SOR, w wypadku motocyklowym traci narzeczonego, a ból uśmierza, uzależniając się od silnych leków opioidowych, które wykrada w szpitalu. Poszczególne wątki łączą się jednak ze sobą na siłę, bez polotu, równie drastycznie, jak drastycznych jest wiele obrazów, wypreparowanych przez reżysera na ekranie dla wzmocnienia przekazu. Vega z rozmysłem wyolbrzymia: polska służba zdrowia to zło, lekarze to pazerne świnie, a szpital jest miejscem kaźni. System jest tak głęboko przeżarty chorobą, iż nie da się go naprawić bez zrównania z ziemią. Pacjenci to męczący petenci, których zadaniem jest znoszenie bólu oraz dostarczanie panom życia i śmierci kopert z „podziękowaniem”. Przedstawiciele służby (to słowo w tym kontekście jest żartem) zdrowia (to - chyba jeszcze większym) zaś kradną, ćpają, są przepracowani, nieczuli na niedolę, a dla wycieczki zagranicznej będą sprzedawać nam lekarstwa z cukru pudru. Do tego zostaje dorzucony szerszy polski problem, że traktujemy pracę jak opłacane zajęcie, a nie coś, co powinniśmy robić dobrze. I gdy trudno zarzucić autorowi, że tak nie jest, to pokazanie zjawiska tak jednorodnie, staje się jedynie pohukiwaniem, daleko idącym skrótem nie prowadzącym do istotniejszych refleksji i przywodzi na myśl przedstawianie koncertu disco polo, jako obrazu zainteresowań muzycznych wszystkich rodaków. To nie jest przecież tak, że patologia zjadła do cna każdą branżę - są przecież np. dobrzy reżyserzy i scenarzyści. Sięgając po wycinek, by osiągnąć silny efekt, pokazuje się wycinek - rozciągając go na wszystkie elementy przedstawianej rzeczywistości, jedynie się od niej odklejamy.

Swoich bohaterów reżyser rysuje grubą krechą, co niestety przejmują aktorzy. Olga Bołądź stała się u Vegi aktorką manieryczną; Agnieszka Dygant, Janusz Chabior, Sebastian Fabijański, Piotr Stramowski, Tomasz Oświeciński prowadzą swoje role wyłącznie za pomocą sprawdzonych patentów. Coś poważniejszego próbują z powierzonym im materiałem zrobić Katarzyna Warnke i Marieta Żukowska, ale schematycznie narysowane postaci na zbyt wiele im nie pozwalają. Głównym środkiem wyrazu proponowanym aktorom pozostają rzucane w dialogach przekleństwa i podane w nowej konfiguracji stare żarty.

Przerysowany „Botoks” powtarza wszystkie grzechy ostatnich produkcji Vegi - od chaotycznej konstrukcji filmu, który jest zestawem luźno ze sobą powiązanych scen (co reżyser kamufluje dynamicznym, a nawet agresywnym montażem oraz zabawą w liczne ujęcia z drona), po tabloidowe traktowanie problemu, zadowalanie się najprostszymi rozwiązaniami. W efekcie nawet kwestie silnie emocjonalne, jak np. antyaborcyjny apel, wybrzmiewają dosadnością, zamiast złożonością zawartej w nich tragedii.

Nie ulega jednak dla mnie wątpliwości, że na ten film pójdą do kin tłumy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo

Materiał oryginalny: RECENZJA: "Botoks" [ZWIASTUN] - Dziennik Łódzki