Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żeby złym było źle. Albo gorzej. Recenzja "Życzenia śmierci" z Brucem Willisem

Mariusz Załuski
Mariusz Załuski
Rzadko kiedy daje się wdepnąć do tej samej rzeki. Zwłaszcza w kinie. Dlatego też pomysł remake’u “Życzenia śmierci” leciuchno mnie zadziwił.

Rzadko kiedy daje się wdepnąć do tej samej rzeki. Zwłaszcza w kinie. Dlatego też pomysł remake’u “Życzenia śmierci” leciuchno mnie zadziwił. Tamten film - a właściwie cały cykl, który zaczął się w pierwszej połowie lat 70-tych - był w końcu reakcją na pewną społeczną pułapkę, w której wylądowała Ameryka. Niektóre liberalne pomysły i szczera wiara w człowieka doprowadziły wtedy do tego, że przestępcy też uwierzyli w siebie. A państwo jakoś nie mogło uwierzyć, że może sobie z nimi poradzić.

Kino zareagowało błyskawicznie. Pojawili się w nim - zamiast pięknoduchów i obrońców praw wszelakich - twardzi faceci w rodzaju Brudnego Harrego czy właśnie Paula Kerseya z “Życzenia śmierci”, którzy nie zamierzali płakać nad bezradnością władzy, tylko brali sprawy w swoje łapy. Ku wielkiej radości uczciwych współobywateli zresztą. No, żeby być szczerym, to ci twardzi faceci wcale nie byli tak do końca moralnie czyściutcy...

Ale powrót do takiego kina dzisiaj? Przecież teraz sytuacja społeczna wygląda inaczej, więc “Życzenie śmierci” sprawia dziwaczne wrażenie – reklamy powrotu do tradycji szeryfowskiej i hymnu na część broni palnej w każdym domu, bo za jej sprawą można bandziora odstrzelić. W końcu policja i tak zawsze zjawia się po fakcie. Że to politycznie niepoprawne? A jakże. Zresztą niepoprawności jest tu sporo, nawet ci źli to ponurzy Latynosi, a ci dobrzy, to biała rodzina z klasy średniej wyższej. Nie przeginałbym jednak ze stwierdzeniami, że to jakiś nowy gatunek, czyli kino trumpowskie - to raczej ciekawostka biznesowa, związana z kwestią dostępu do broni palnej...

Problemem “Życzenia śmierci” jest raczej to, że robi archaiczne wrażenie – jak kino sprzed paru dekad. Trochę akcji, trochę żarcików, samotny wilk i banda niegodziwców.

Zresztą zawsze są ludzie, którzy uważają, że dobrym powinno być dobrze, a złym źle, a nawet gorzej. I nie ma się co certolić, że czasami wióry lecą... Problemem “Życzenia śmierci” jest raczej to, że robi archaiczne wrażenie – jak kino sprzed paru dekad. Trochę akcji, trochę żarcików, samotny wilk i banda niegodziwców. Jasne, ten wilk wymierzający sprawiedliwość złym ludziom staje się dziś ludowym bohaterem znacznie szybciej, dzięki mediom społecznościowym, mamy tu też nieco nabijania się z nowych mód, ale i klimat, i bohaterowie, są jak najbardziej oldskulowi.

Tak więc przenosimy się do Chicago. Pan chirurg ciężko pracuje, żonę ma śliczną i mądrą, a córkę piękną i zdolną. Ale do jego domu włamują się zbiry, żonę mordują, córka zapada w śpiączkę. Chirurg wierzy w państwo, ale gdy dzień za dniem obserwuje miotających się policjantów, coś w nim pęka. Znajduje broń, potem kupuje kolejną. I rusza do boju.

Pierwszego Kerseya grał Charles Bronson, który tak się zrósł z tą rolą, że początkowo nowy Kersey, czyli Bruce Willis, wydaje się jakiś nie taki... Szczególnie, że Willis to raczej heros kina akcji niż oscarowy magik. Ale z każdą minutą jest coraz lepiej. Seria z Bronsonem miała bodajże 5 części. Ciekawe, ile będzie tym razem.

Zawsze są ludzie, którzy uważają, że dobrym powinno być dobrze, a złym źle, a nawet gorzej

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Żeby złym było źle. Albo gorzej. Recenzja "Życzenia śmierci" z Brucem Willisem - Nowości Dziennik Toruński