Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Od przyjaciół Boże chroń. Recenzja filmu "Prawdziwa historia" Romana Polańskiego

Mariusz Załuski
Mariusz Załuski
"Prawdziwa historia" Romana Polańskiego to raczej uroczy bibelocik, niż poważne dzieło sztuki.

Jeśli znajdzie się ktoś, kogo nie zmęczył kiedyś osobisty przyjaciel, niech pierwszy rzuci kamieniem... Zmęczył, bo zaczął za bardzo włazić nam na głowę, bo zawsze wiedział lepiej, albo po prostu dlatego, że zaczął zdecydowanie za często pojawiać się w naszym życiu. I przyjacielska relacja podryfowała w stronę męczącej gry w siłowanie, kto kogo... Bo, jak uczył poeta: od przyjaciół Boże chroń, z wrogami sobie poradzę.

W takie siłowanie zamienia się związek pani pisarki z “Prawdziwej historii” Romana Polańskiego i jej fanki-przyjaciółki. I ten związek to na pewno jeden z ciekawszych motywów filmu, szczególnie, kiedy wkracza w fazę duszną, klaustrofobiczną i ewidentnie chorą. Tyle, że jednocześnie i ta relacja jest przewidywalna, i same osoby dramatu, więc od pewnego momentu zdajemy sobie sprawę, że Polański zaraz poleci Polańskim. I zaczynamy domniemywać, jak to wszystko się skończy... I nie mylimy się o włos. Chyba za często zresztą mamy w tym filmie wrażenie, że gdzieś już to widzieliśmy – i niestety nie jest to ani postmodernizm, ani pastiszowatość. “Prawdziwą historię” ogląda się więc niby smacznie – w końcu Roman Polański to twórca, który dobrze wie, jak opowiadać i pokazywać - ale na koniec zastanawiamy się tylko nad tym, jak szybko ten film wyparuje nam z głowy.

Tak więc główna heroina to pisarka, która właśnie osiągnęła kolejny suckes. Poznajemy ją podczas podpisywania książek, coraz bardziej zirytowaną jękami uwielbienia fanów. Ale jedna fanka jest szczególna. To też pisarka, tyle, że z niewidzialnej kasty tych, co piszą autobiografie za celebrytów. Początki związku pań są bardzo elektryczne, ale potem fanka wprowadza się do swojej idolki i kradnie jej życie. Też twórcze, bo domaga się zupełnie innej książki, niż ta, nad którą pisarka pracuje... Nie chcę spojlerować, ale chyba nie za trudno jest się domyśleć, co okaże się na końcu i kim - czy czym - tak naprawdę jest “ona”. Bo tak przedstawia się fanka pisarce.

Polański pokazuje nam przy okazji dosyć smacznie, jak łatwo jest dzisiaj kogoś odizolować i ugotować prostymi sprawami: przejęciem kontroli nad mejlami czy facebookiem chociażby. Przecież to tam żyją wszyscy nasi znajomi. I jak łatwo kogoś zdominować, kiedy staje się zależny od nas. Jak zwykle udaje się to dzięki aktorkom, bo to tak naprawdę film na dwie panie i dwie osobowości - Emmanuelle Seigner i Evę Green.

Gdzieś w tle mamy jeszcze debaty o tym, jak wygląda proces twórczy i czym powinien zajmować się utalentowany pisarz - jakich ma dokonywać wyborów, jak dźwigać brzemię talentu i jak nie rozmieniać się na drobne. I pewnie jeszcze parę innych debat też można by tu znaleźć. Ale nie zmienia to faktu, że ten film to raczej uroczy bibelocik, niż poważne dzieło sztuki. I pewnie dlatego więcej mówi się dziś o wywaleniu pana Romana z oscarowej Akademii, niż o jego najnowszej premierze.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Od przyjaciół Boże chroń. Recenzja filmu "Prawdziwa historia" Romana Polańskiego - Nowości Dziennik Toruński