MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kanclerz: Do Unibaksu nie pójdę!

Krzysztof Błażejewski
Krzysztof Błażejewski
Rozmowa z JERZYM KANCLERZEM, byłym dyrektorem sportowym i menedżerem żużlowej drużyny Polonii Bydgoszcz

„Myślałem, że przez te prawie 10 lat mojej nieobecności coś jednak się w żużlu zmieniło, że już nie ma tych starych układów, że liczy się tylko sport. Po porażce u siebie z Tarnowem uważam, że ten sezon praktycznie już się skończył”.

<!** Image 2 align=none alt="Image 189631" >

Rozmowa z JERZYM KANCLERZEM, byłym dyrektorem sportowym i menedżerem żużlowej drużyny Polonii Bydgoszcz

Od otrzymania wypowiedzenia minął dokładnie miesiąc. Czy już zdążył Pan oswoić się z nową sytuacją?

Tak, z każdym dniem robię się coraz spokojniejszy. Chociaż nie będę ukrywał, że wszystko się we mnie jeszcze wciąż gotuje. Najtrudniej jest, kiedy zbliża się niedziela i wraz z nią kolejny mecz Polonii, dawno temu już przeze mnie „rozpracowany” co do szczegółu i „rozpisany na głosy”.

Umówmy się, że nie będziemy rozmawiali o tamtej decyzji prezesa Deringa ani o nim samym. Damy radę?

Spróbujmy, choć nie jestem pewien, czy potrafię.

To zacznijmy od... przyszłości. Jakie są Pana plany na najbliższy czas?

Zrobię to, co od dawna planowałem. Będę jeździł na kolejne Grand Prix, pojadę na olimpiadę do Londynu, obejrzę mecze Polaków na Euro. Moje zwolnienie ma taki skutek, że łatwiej mi teraz będzie to wszystko pogodzić i może sobie jeszcze od czasu do czasu trochę odpocznę.

No właśnie. Dom, rodzina, praca zawodowa, praca menedżera w klubie, wyjazdy na turnieje Grand Prix, łącznie z Nową Zelandią, rola prezesa Kujawsko-Pomorskiego Związku Hokeja na Trawie, działalność w organizacjach społecznych. Jak można sobie z tym poradzić?<!** reklama>

Od chwili przyjścia do Polonii to było szalone 14 miesięcy. Bywało, że nie spałem dwie noce z rzędu, ale dałem radę. Najważniejsze to umieć wszystko precyzyjnie zaplanować i poukładać. Miałem rozplanowany swój czas niekiedy co do minuty. Polonia absorbowała mnie najbardziej. Muszę przyznać, że w każdej wolnej chwili myślałem o najbliższym meczu, jak poukładać pary, kto ma jechać na kogo etc.

Zarzucano Panu, że trafił Pan do żużla bez żadnego doświadczenia, że wcześniej dał się Pan poznać głównie jako zapalony kibic, seryjny zwycięzca konkursów wiedzy o sporcie.

Ci, którzy tak mówili, zapominali o mojej wcześniejszej pracy organizacyjnej w sporcie. Już prawie 40-letniej. Nie tylko w Polskim Związku Hokeja na Trawie, ale i w Regionalnej Radzie Olimpijskiej, Wojewódzkiej Radzie Ludowych Zespołów Sportowych. To wszystko złożyło się na niezbędne doświadczenie.

Cofnijmy się o 10 lat. Jak działacz hokeja na trawie trafił do żużla?

Żużel był mi zawsze bardzo bliski. Chciałem się sprawdzić, zrobić coś dla Polonii. No i był w niej Tomasz Gollob, mój sportowy idol.

Długo Pan tam nie pobył...

Tamten mecz derbowy z Apatorem z 2003 roku rozgrywam w głowie do dziś. Już po piątym biegu, kiedy jeszcze prowadziliśmy, wiedziałem, że go przegramy. Nie, dowodów żadnych nie mam. Tylko odczucie. Z pewnością nie tylko moje. Byłem wtedy niedoświadczony, mocno surowy. Ale dostałem nauczkę. Zostałem wpuszczony w maliny, pamiętam uśmieszki pod nosem starych działaczy na mój widok. Potem jeszcze zrobiono ze mnie kozła ofiarnego.

To po co wchodził Pan drugi raz do tej samej rzeki?

Myślałem, że przez te prawie 10 lat coś jednak się zmieniło, że już nie ma starych układów, że liczy się tylko sport. Wydawało mi się, że w czasie tej przerwy i ja dojrzałem, wiele zrozumiałem i wiele się nauczyłem. Miałem najpierw zostać prezesem, ale musiałbym wówczas z całej pozostałej mojej działalności zrezygnować. Tego nie chciałem i nie mogłem zrobić. Rolę dyrektora - tak myślałem - dam radę pełnić.

I co Pan zastał po latach? Poprawiło się? Czy nadal czuł się Pan jak czysty człowiek w brudnym sporcie?

Niestety, nie poprawiło się. Jeszcze się cofnęliśmy. Nie ma już tej cudownej atmosfery sprzed lat, kibiców na stadion przychodzi coraz mniej. Coraz mniej też utożsamia się z drużyną. Drużyny buduje się na rok, nikt nie myśli perspektywicznie, dominuje doraźność. Rządzi wyłącznie pieniądz. Pełno też w żużlu polityki i biznesu, a to nie jest dobre. Moim zdaniem drużyny powinno się budować powoli, z głową, na kilka lat. Ponadto nie widzę solidarności, jedności w środowisku, które jest skłócone i przepełnione osobami dbającymi o własne interesy. W Bydgoszczy ta sytuacja jest szczególnie trudna. To miasto daje na żużel ogromne pieniądze, są one za duże, zwłaszcza na tle innych dyscyplin sportowych, nie widać natomiast firm chętnych do finansowania drużyny.

I nie będzie też nowego stadionu, to już jasne.

To prawda, obecny obiekt, kiedyś jeden z najlepszych w kraju, jest dziś na miarę I ligi, a nie ekstraligi. Inni nas wyprzedzili, ale to nie jest wielki problem. Za nieduże pieniądze można go zmodernizować, np. podnieść pierwszy łuk.

Czy teraz będzie tak, że im Polonii będzie szło gorzej, to Kanclerz będzie się czuł lepiej?

Nie, w żadnym wypadku. Aczkolwiek po porażce z Tarnowem u siebie to ja już dzisiaj mówię, że pierwszej czwórki nie będzie. A tylko ona się liczyła. Nadszedł już czas na cięcia i oszczędności. Szkoda pieniędzy. Ilu kibiców tak naprawdę interesuje to, czy Polonia w ostatecznym rozrachunku zajmie miejsce 6 czy 7? Drużyna odjedzie te swoje 18 spotkań i tyle. Na mecze z najsłabszymi rywalami, jak Gdańsk czy Częstochowa, przyjdzie około 2-3 tysięcy widzów. Dla mnie ten sezon już się skończył.

O Pana zwolnieniu z żalem mówili zarówno kibice, jak i zawodnicy.

Słyszałem te głosy. Moją filozofią było jak najwięcej czasu spędzać w parkingu i tworzyć tam odpowiednią atmosferę. Rozpisywałem zestawienia par na konkretnych rywali. Podobnie robiłem z każdym treningiem. Trzeba docierać do głów żużlowców, bo dziś ich umiejętności - poza wyjątkami - są do siebie zbliżone. Jednak to psychika sprawia, że obserwujemy tak duże wahania formy. Wydawało mi się, że złapałem ten kontakt, ale efektów tego już nie sprawdzę. Tego mi teraz cholernie żal.

Czym nowym Pan się teraz zajmie?

Mam nadzieję, że uda mi się pozbierać po tym wszystkim i nie stracić zapału do działania. Zanim jednak cokolwiek zrobię, pójdę do sądu pracy. Mam tam kilka spraw do załatwienia. Przede wszystkim pracowałem w klubie ponad 200 godzin miesięcznie w 2011 roku, mając... jedną trzecią etatu, czyli powinienem pracować 70. Były i inne nieprawidłowości. Zamierzam wszystkie wyjaśnić.

Jest Pan znany w żużlowym środowisku jako jeden z nielicznych na świecie obserwatorów na żywo wszystkich turniejów Grand Prix...

150. turniej przypadnie w tym roku w Gorzowie. Już wynająłem odpowiednią salę na stadionie. Setny turniej obchodziłem w Gąsawie przed wyścigami w Gelsenkirchen. Już wtedy myślałem, że zbliżam się do końca. Ta ostatnia „50” przeleciała bardzo szybko. Grand Prix numer 200 wypada za jakieś 5 lat. Nie wiem, nie potrafię przewidzieć, czy dam radę tyle wytrwać. Mam już nieco mniejszą ochotę na jeżdżenie za zawodnikami po świecie, to już nie ten wewnętrzny „power” co kiedyś.

Dlaczego?

Odeszli charyzmatyczni zawodnicy, obecna czołówka jest zaawansowana wiekowo. Kiedy skończą Gollob, Pedersen, Crump, Hancock, liderami zostaną Jonsson, Hampel, Sajfutdinow. Chyba każdy przyzna, że „robi to różnicę”. To już, nikomu nie ujmując, nie są takie same „walczaki” z charakterem. Dla kolejnych, którzy przyjdą, liczyć się będzie głównie kasa.

Czy Tomasz Gollob wróci do Polonii?

Chciałem go ściągnąć do klubu. Na 2013 rok. Prowadziłem rozmowy, myślałem nawet o tym już w tym sezonie. Miałem nawet przygotowany scenariusz, jak załatwić ewentualnie sprawę rozwiązania kontraktu ze Stalą Gorzów. Jednak zmiana przepisów, dotyczących możliwości zatrudnienia jednego tylko zawodnika z GP w klubie, sprawiła, że musiałem z tych planów zrezygnować.

A co będzie z Oskarem Gollobem?

To jest ciekawa sprawa. Jako zawodnik Oskar, zupełnie niezależnie od osiąganych wyników, gwarantuje w każdym klubie zainteresowanie kibiców. Jestem w kontakcie z Władysławem Gollobem. Szkoda, że Oskar nie będzie jeździł w Polonii.

Może dużo za wcześnie o to pytać, ale czy Kanclerz to taki człowiek, że mógłby po raz trzeci wejść do tej samej rzeki? A gdyby dostał podobną ofertę z innego klubu? Na przykład z... Torunia?

Ciekawe pytanie... Nie, to w ogóle nie wchodzi w grę. Za bardzo jestem związany z Bydgoszczą, z jej środowiskiem, nie tylko sportowym. Nie mógłbym tego wszystkiego tutaj zostawić. I nie chodzi tu o pieniądze. By prowadzić drużynę, trzeba znać ludzi, klimat, specyfikę. Inaczej to zajęcie można traktować jak każde inne. I efekty wtedy będą zależały od wielu czynników, ale najmniej od siebie samego. Na to nie pójdę.

Teczka osobowa

Droga do żużla wiodła przez hokej na trawie

  • Jerzy Kanclerz pochodzi z Rogowa, podżnińskiej wsi, gdzie większość mieszkańców doskonale wie, co to jest hokej na trawie; we wsi istnieje od wielu lat pierwszoligowa drużyna.
  • Pierwszą wielką imprezą sportową, którą oglądał, były igrzyska olimpijskie... sportowców wiejskich, zorganizowane przez działaczy Ludowych Zespołów Sportowych w 1960 roku w... Rzymie koło Żnina.
  • Kanclerz urodził się w Gnieźnie, chodził do szkoły w Toruniu, a pracę podjął w Bydgoszczy. Jak wiadomo, we wszystkich tych miejscowościach „od zawsze” istniały drużyny żużlowe. Nic dziwnego, że hokej na trawie i właśnie żużel stały się jego największą pasją. Ten stan trwa do dziś.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!