MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Grupowe załamanie pracowników

Redakcja
- Gospodarcza zapaść Bydgoszczy! - wieszczą związkowcy po tym, jak cztery duże firmy obwieściły grupowe zwolnienia. Jeśli czarne scenariusze się spełnią, to w tym roku pracę straci ok. 400 osób. Może, niestety, być jeszcze gorzej.

- Gospodarcza zapaść Bydgoszczy! - wieszczą związkowcy po tym, jak cztery duże firmy obwieściły grupowe zwolnienia. Jeśli czarne scenariusze się spełnią, to w tym roku pracę straci ok. 400 osób. Może, niestety, być jeszcze gorzej.<!** Image 2 align=none alt="Image 184878" sub="W 2011 roku (dane z grudnia ub.r.) w Bydgoszczy i powiecie mieszkało 17667 bezrobotnych (w Bydgoszczy 12886, w powiecie - 4781). Od listopada do grudnia 2011 roku liczba ludzi bez pracy zwiększyła się o 488 osób z Bydgoszczy i o 94 z powiatu, a ofert pracy było o 100 mniej.
FOT. Tadeusz Pawłowski">

- Ani słowa o zwolnieniach - pracownicy firmy Tyco Electronics (produkującej podzespoły elektroniczne, zatrudniającej, według portalu internetowego awansuj.pl, ponad 1000 osób) boją się o swoją przyszłość i nie chcą rozmawiać z dziennikarzem.

- Szefostwo nie przejmuje się naszym losem - to usłyszeliśmy od osób zaniepokojonych sytuacją w Bydgoskich Fabrykach Mebli SA (jej załoga liczy dziś ponad 600 osób).

- Zanosi się na pogrom. Nie wiadomo, ilu z nas trafi na bruk - robotnicy z Zachemu, zatrudniającego obecnie ponad 700 osób, też nie mają wesołych min...

Wymienione wyżej firmy przygotowują się właśnie do zwolnień grupowych. Pracownicy są zestresowani - dobrze wiedzą, że w Bydgoszczy mogą mieć wielki problem ze znalezieniem pracy. O swoim losie boją się mówić, bo przecież czarne listy dopiero powstają... W ich relacjach słychać niesamowite wręcz emocje. Atmosfera jest coraz bardziej napięta. Kto trafi bruk?

Bo zmienia się struktura...

W Bydgoskich Fabrykach Mebli z taką możliwością musi się liczyć nawet 180 osób. Zdaniem prezesa firmy, Andrzeja Iwanowa, taka redukcja pozwoli zakładom utrzymać pozycję lidera rynku meblarskiego.

- Negocjacje z szefostwem BFM to prawdziwy dramat - przyznaje Leszek Walczak, przewodniczący regionalnego NSZZ „Solidarność”. - Zarząd jest głuchy na nasze argumenty. Swoją decyzję tłumaczy także potrzebą zmiany struktury organizacyjnej zakładu. Co to w ogóle oznacza? Obejrzeliśmy prezentację multimedialną i nadal nie wiemy, jakie plany ma zarząd. Nie wiedzą tego także pracownicy, którzy każdego dnia spodziewają się wezwania do kadr...

- Musi być gorzej, żeby było lepiej? - próbuje żartować jeden z pracowników (z wiadomych przyczyn nie chce, by jego nazwisko ukazało się w prasie). - Poprzednie szefostwo też zwalniało ludzi, ale w końcu zrozumiało, że lepiej utrzymać wykwalifikowanego pracownika, nawet kosztem niższych wskaźników ekonomicznych zakładu, niż zwolnić go i mieć spokój zaledwie na kilka miesięcy. Po kryzysie przychodzi bowiem boom i wtedy na gwałt zatrudnia się na przykład rzeźnika albo kogoś po szkole spożywczej, kto specjalistycznej maszyny na oczy nie widział, a deski nie odróżnia od płyty... Nie wiem, co z nami będzie. Każdy spodziewa się najgorszego, nastroje są fatalne. Jak firma miałaby prężnie działać bez tych 180 osób, nawet mimo wprowadzanej automatyzacji...

Pomoże komisja dialogu?

Leszek Walczak i zakładowi związkowcy z BFM nie poddają się. Próbowali, jak dotąd bez powodzenia, zorganizować w Powiatowym Urzędzie Pracy spotkanie z zarządem firmy i z dyrekcją PUP. Chodziło o wspólne omówienie możliwości np. przekwalifikowania zwalnianych ludzi.

- Zarząd BFM nie wyrywa się do tego spotkania - dodaje Leszek Walczak. Wierzy jednak, że do wspólnego stołu uda się w końcu zasiąść. - Teraz członków zarządu interesuje tylko jeden temat - kryterium, na podstawie którego mają odbywać się zwolnienia. Szefostwo uważa, że swoje zrobiło, bo zgodnie z prawem zawiadomiło urząd o zwolnieniach grupowych. Nie można tej sytuacji nazwać negocjacjami, dlatego liczymy na pomoc Wojewódzkiej Komisji Dialogu Społecznego - spotkanie ma odbyć się 22 lutego.

Rada Pracownicza rozważa także skorzystanie z pomocy eksperta, który miałby zbadać wyniki finansowe zakładu. - Jeśli zarząd nie zgodzi się na ekspertyzę, zobowiążemy go do przedstawienia dokumentów nakazem sądu, ale przecież to potrwa... - narzeka przewodniczący Walczak. - Najgorsze jest to, że za ekspertyzę zapłacą członkowie rady.

„Nie” dla cięcia pensji

Jeśli mowa o płaceniu, to największe koszty decyzji „góry” ponoszą, według działaczy, pracownicy Zachemu (od 50 do 150 osób do zwolnienia). Piotr Kuzimski, rzecznik Zakładów Chemicznych „Zachem”, zapewnia jednak o dobrej woli zarządu i związkowców. Liczy, że uda się osiągnąć porozumienie podczas dzisiejszego spotkania szefostwa firmy z wszystkimi działającymi w zakładzie związkami zawodowymi i pracownikami.

Na razie związkowcy nie zgodzili się na obniżenie pensji o 15 procent.

- Jak dotąd pięć organizacji związkowych nie osiągnęło porozumienia z władzami zakładu - mówi Waldemar Tomczuk, przewodniczący Związku Zawodowego „Zmiana” w Zachemie. - Nie może być tak, że obniżenie pensji proponuje się pracownikom zmianowym na produkcji, którzy zarabiają najmniej! Do 7 lutego mamy zgłaszać swoje uwagi. Czy to coś da? Pracę może stracić nawet 150 osób, co, moim zdaniem, byłoby niszczące dla zakładu, który już obecnie ma zbyt mało pracowników. Liczę, że uda się ograniczyć ten straszny pogrom.

Leszek Walczak nie jest jednak optymistą. Jeśli Zachem nie przetrwa ekonomicznej zawieruchy, co według niego także wchodzi w rachubę, na bruk trafi ponad 700 osób. A jaki los czeka pozostałe spółki?

Próbowaliśmy się dowiedzieć, ilu pracownikom grozi zwolnienie w firmie Tyco przy ul. Unii Lubelskiej. Trudno to oszacować, bo lokalna polityka informacyjna tej firmy właściwie nie istnieje. (Nieoficjalnie mówi się, że pracę ma stracić nawet 100 osób.) Wieść o zwolnieniach grupowych w Tyco pojawiła się na portalach lokalnych organizacji związkowych. Dzwonimy więc do firmy, by potwierdzić tę smutną informację. Nic z tego.

- Ani dyrektor, ani nikt inny w Polsce nie jest upoważniony do rozmów na temat zwolnień - słyszymy. - Można się kontaktować z naszym rzecznikiem prasowym w USA.

I tak też czynimy. Jest odpowiedź od Mike’a Ratclifa!: „Zawiadomiliśmy już związki i pracowników o możliwych zwolnieniach. Wszystko przez spowolnienie w gospodarce...” - pisze rzecznik.

Będą protestować?

Tomasz Zawiszewski, dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy w Bydgoszczy, studzi nieco emocje - Zwolnienia grupowe zgłosiły Zachem, Bydgoskie Fabryki Mebli i Inspektorat Wsparcia Sił Zbrojnych, z tym, że ten ostatni podmiot zmniejszył liczbę zwalnianych osób z 80 do 27. Nie są to jednak liczby ostateczne. Trwają negocjacje, wszystko jest możliwe.

W 2011 roku zamiar redukcji zatrudnienia zgłosiło w urzędzie pracy 12 firm (647 osób), w 2010 roku było to 28 zakładów (970 osób). Według związkowców, wielu pracowników (m.in. zakładów: Belma, Formet, Famor, fabryki obrabiarek), udało się w ubiegłych latach uratować także dzięki negocjacjom. Dziś działacze są bardziej zdesperowani. Nie wykluczają sporu zbiorowego, i ewentualnie akcji protestacyjnej... <

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Inflacja będzie rosnąć, nawet do 6 proc.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera