MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Gotuję, wekuję, zamrażam

Katarzyna Bogucka
- Pół tony makaronu. Chyba tyle zjada go rocznie moja rodzina - wylicza pani Basia, poczwórna mama. - Byle nie był ze szpinakiem i z brokułami, bo dzieciaki na zielone kręcą nosem.

- Pół tony makaronu. Chyba tyle zjada go rocznie moja rodzina - wylicza pani Basia, poczwórna mama. - Byle nie był ze szpinakiem i z brokułami, bo dzieciaki na zielone kręcą nosem.

W tym domu w Śródmieściu jest zawsze hałas, są goście, sterta naczyń do mycia, a wieczorem światło pali się we wszystkich oknach. - Stale powtarzam, żeby oszczędzali prąd - narzeka pani Basia, 46 lat. - Kończy się tak, że chodzę za nimi jak kontroler i dokręcam kurki od wody, wyłączam telewizor, komputer, gaszę światło, wyganiam psa z sypialni. Nie mogą się nauczyć...

<!** reklama>

Tata Wiesław od rana do wieczora w pracy, albo coś dłubie w garażu.

- Kierowca, mechanik, spawacz - mówi za niego żona. - Zarabia niewiele. Ja mam małą rentę i zasiłek na Łukasza (9 lat, alergia i epilepsja). Ludzie myślą, że mamy fortunę, bo w garażu stoi samochód, a dziewczynki wyglądają jak księżniczki. W lumpeksach buszuję i sama szyję. Ot, cała tajemnica. Nieraz pod sklepem słyszałam, że żyję jak w bajce, bo nie pracuję.

Bajeczna pani domu ma żylaki, kiepski wzrok, siwiejące włosy i spracowane ręce bez śladu manicure. Niedospane ranki to norma. Ona wstaje od lat o 6...

Mamo, daj dwie dyszki!

Do kuchni wpadają dziewczynki: Karolina i Magda. - Mamo pożyczysz dwie dyszki? - A na co? - Do kina idziemy, na popcorn. - A kto was odprowadzi do domu? - Paweł (kuzyn, 17 lat). - A do szkoły na którą jutro? - Na dziewiątą czterdzieści pięć. Mama wyjmuje pieniądze z szuflady. - Tylko do zwrotu! - grozi palcem.

Trzask drzwi - schody - furtka. Już ich nie ma. - Karolina chodzi do przedostatniej klasy podstawówki, jest prymuską z matematyki. - A Magda będzie chyba artystką. Gdy miała trzy lata, narysowała owieczkę jak żywą. Gdzieś ją mam - szpera w komodzie pełnej klamotów. - Piotrek ma 13 lat, to nasz informatyk, wciąż przy komputerze, w słuchawkach. Chce być programistą. Ja z zawodu jestem krawcową, a z konieczności kucharką, praczką, ogrodniczką - kiwa głową kobieta i tajemniczo się uśmiecha. Tylko ona wie, ile godzin spędziła na odrabianiu lekcji i wspólnym czytaniu lektur. Nad tabliczką mnożenia jej dzieci zasypiały. A to wciąż nie koniec nauki...

W łazience na stercie prania śpi kot. W pokoju dzieci wypoczywa żółw Edgar. W kuchni przy gazówce waruje jamniczka Waza. Nie opuści posterunku, gdy w garze gotują się golonki. Ze spiżarni słychać buczenie. - To wielka lodówka, mamy ją już 20 lat - wyjaśnia gospodyni. - Za domem jest ogród. Uprawiam kapustę, ogórki, fasolę, pomidory, paprykę. Potem gotuję, wekuję, zamrażam. Jakby dziś byłby koniec świata, to my i tak mamy obiady jeszcze na półtora miesiąca z okładem.

Nie musi się już uczyć...

Koniec świata dla Basi był już wtedy, gdy u Piotrka w kurtce mąż znalazł papierosa. Ich synek popalał... Synek stwierdził też, że nie musi się uczyć, bo jest zupełnie dorosły. O mały włos, a miałby problemy z zaliczeniem semestru. A Karolina pewnego dnia oznajmiła, że jest gruba, brzydka i że nie będzie jeść obiadów. Przeszło jej szybko. Rodzice i tak stale trzymali rękę na pulsie. Magda miała kłopoty ze zdrowiem. A Łukasz? Złośliwy kolega ze szkoły przyczepił się do niego, wyśmiewał, pluł, obrażał. Łukasz bał się chodzić do szkoły.

Jego tata musiał iść do rodziców małego agresora i sobie z nimi porozmawiać. Mama z nerwów nocy nie przespała. Bo co będzie, jeśli ten kolega zechce się zemścić?

Pierogi, naleśniki, pierogi...

Najgorzej było, gdy głowę rodziny przed laty zwolnili z pracy. Prawie trzy miesiące był bez żadnego zajęcia. - Mieszkanie ogrzewaliśmy starymi ubraniami, gałęziami. Sąsiad podrzucał nam trociny i sklejkę. Na obiad na zmianę: makaron z sosem serowym (ser unijny), zupy, pierogi i naleśniki. Zapasy szybko się kończyły. A dzieciaki, jak to dzieciaki. Przy czwórce jest już małe szaleństwo i ciągle: mamo to, mamo tamto... A to chcą nową bluzę, a to buty się rozwaliły, trzeba zeszyt kupić, książkę, czapkę, krem, coś na kaszel, rachunki - najpierw zawsze rachunki. Jak my daliśmy radę? Wszyscy zakasaliśmy rękawy. Myślę, że najważniejsze to wychowywać dzieci przez pracę. Uczyć je radzenia sobie z trudnościami. Trzeba stawiać wymagania. I chyba nie wolno się z nimi za bardzo kumplować...

Rodzinka pani Basi przyjaźni się z rodziną też wielodzietną, która mieszka kilka domów dalej. Pani Joanna i pan Maciej wychowali troje dzieci. Najstarszy syn jest menagerem kultury, średni to specjalista od transportu i logistyki, a najmłodsza córka jest pielęgniarką. Ich mama wspomina, jak bardzo się poświęcała dla dzieci.

- Usypiałam moje maluchy i cóż, nie miałam wyjścia, szłam nocami sprzątać zakłady pracy. Żadnej pracy się nie bałam, ani też się nie wstydziłam. Gdy zamykałam drzwi, modliłam się tylko, by dzieciom nic się nie stało. I jakoś przesypiały bezpiecznie beze mnie.

W domu pani Joanny najważniejsza zasada, której uczono dzieci głosi, że kłamstwo to to samo co złodziejstwo.

- Dzieci musiały także nam pomagać. Były dyżury w kuchni, sprzątanie mieszkania, zakupy. Wiedziały, że pieniądze dostaje się za pracę, nie za nic. Ciężkie chwile przetrwaliśmy, szkoły pokończyli, z domu się wyprowadzili, ale codziennie czekam na nich z obiadem. No i teraz czekamy z mężem, aż nasza trójka znajdzie dla siebie drugie połówki. Nie poganiam ich jednak. Lepiej długo czekać niż źle wybrać. My z mężem rozumiemy się bez słów, wspieramy się nawzajem. Tego także życzę moim dzieciom.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!