Festiwal Prapremier w Bydgoszczy za nami. Mniej niż połowa spektakli konkursowych powstała na bazie oryginalnych tekstów. Większość to ich reżyserskie „przepisania”.
<!** Image 3 align=none alt="Image 221941" sub="Maciej ma wiele pasji. Oprócz muzyki jest nią także bycie radiowcem [Fot.: Tomasz Czachorowski]">Na palcach jednej ręki można wymienić dramaturgów, których oryginalne sztuki zobaczyliśmy podczas festiwalu. „Firma” Pawła Demirskiego, „Morrison/Śmiercisyn” Artura Pałygi, „Kalina” Małgorzaty Głuchowskiej i Justyny Lipko-Koniecznej, „Upadek pierwszy ludzi” Antoniego Ferencego. Reszta to mniej lub bardziej wierne adaptacje („Podróż zimowa” według powieści Elfriede Jelinek, „Balladyny i romanse” wg Ignacego Karpowicza, „Piąta strona świata” wg Kazimierza Kutza), albo autorskie wypowiedzi reżyserów.
Reżyser zawsze wie lepiej
Dokonując takiego a nie innego wyboru, selekcjonerzy tegorocznych Prapremier jakby chcieli potwierdzić własne przypuszczenia, że dramat w Polsce się skończył i zastąpiły go samodzielne wypowiedzi reżyserskie. Tyle że nie jest to zgodne z tym, co widać na polskich scenach. Spektakle oparte na współczesnych polskich tekstach dramatycznych powstają, organizowane są konkursy dramaturgiczne, które wyławiają nowych autorów. Szkoda, że poza sztuką Ferencego nie zaprezentowano nic z tego nurtu.
Tam z kolei, gdzie reżyserzy zaufali słowu, dawało to zwykle dobry efekt. „Piąta strona świata” w reżyserii Roberta Talarczyka to piękny przykład teatru opowieści, od której najmodniejsi obecnie twórcy starają się uciekać. Niezwykle długie brawa, jakimi nagrodzono ten pokaz, wyraźnie wskazywały na to, że widzowie właśnie na taki teatr czekali.
<!** reklama>
Co pozostaje reżyserowi po odrzuceniu tekstu? Ulepienie przedstawienia z fragmentów, cytatów, filmów, wypowiedzi internautów, z prasowych artykułów. Na festiwalu mieliśmy do czynienia z paroma podobnymi do siebie w gruncie rzeczy spektaklami wykładami. Dobrze, gdy miało to jakiś szkielet dramaturgiczny, gorzej, jeśli reżyser zbytnio zaufał swojej intuicji. Sama erudycja na scenie nie wystarcza. Potrzebna jest dyscyplina. Tego w kilku przypadkach zabrakło. Ze sceny wiało albo chaosem, albo nudą, albo chaotyczną nudą.
Teatr z glejtem instytutu
Festiwal zdominowały ostre tematy publicystyczne: molestowanie dzieci („Podróż zimowa”), restrukturyzacja przedsiębiorstw („Firma”), a zwłaszcza „opresyjność” polskiego katolicyzmu („Balladyny i romanse”, „Betlejem polskie”, „Requiemaszyna”). Wszystkie z wyraźnym stemplem Instytutu Teatralnego, którego szef, Maciej Nowak, nie ukrywa, że preferuje teatr rewolucyjny. To w końcu on wraz z Pawłem Demirskim wiele lat temu wymyślili w Gdańsku cykl „Szybki teatr miejski”.
Trudno zaprzeczyć, że taka nacechowana ideologicznie estetyka nie ma swoich zwolenników. Czy jednak zobaczyliśmy w Bydgoszczy coś nowego, zaskakującego? Niestety, nie. „Firma” dość bezpiecznie prześlizgnęła się po temacie, a przecież można było ukazać faktyczne kulisy „restrukturyzacji” kolei z konkretnymi decyzjami konkretnych ludzi, którzy za nią stali. Zamiast tego dostaliśmy coś w rodzaju rozwlekłej elegii o PKP, w której padały te same co zwykle slogany z naczelnym, że winny jest system, to znaczy kapitalizm.
W sentymentalizm uciekły też Ola Jakubczak i Gosia Wdowik, młode reżyserki pokazywanego poza konkursem „Zachemu. Interwencji”. Sarenki, jelonki, wczasy pracownicze i pochody pierwszomajowe złożyły się na ten apolityczny w założeniu spektakl. Tylko że to założenie już na wstępie odebrało mu pazur.
Zabrakło mi spektakli, które łączyłyby perspektywę społeczną z osobnym i wyjątkowym losem człowieka, a więc tego, czym teatr karmi się od początku swego istnienia. „Piąta strona świata” czy monodram „Kalina” stanowił pozytywny wyłom. Niestety, spektakl, jak i rewelacyjna rola Katarzyny Figury nie zyskały aprobaty jury.
Nie zagłuszać, chcemy słyszeć
Na „Betlejem polskim” Wojtka Farugi, spektaklu luźno nawiązującym do dramatu Lucjana Rydla, w trakcie jakiegoś wybuchu śmiechu widowni, pewna starsza pani siedząca przede mną odwróciła się i rzekła: „Proszę nie zagłuszać, my też chcemy słyszeć”. Przez resztę przedstawienia siedziała nieruchomo, jakby niema na to, co dzieje się na scenie.
Ta anegdotka ilustruje bardzo poważny problem. Dla kogo jest współczesny teatr? Czy dla młodych hipsterów czytających „Krytykę Polityczną” i jarających się rysunkami Marka Raczkowskiego, czy też dla ludzi dojrzałych, oczekujących od teatru przede wszystkim katharsis? A może zmieszczą się w teatrze jedni i drudzy? Na te pytania będą musieli odpowiedzieć sobie organizatorzy przyszłorocznego, trzynastego już Festiwalu Prapremier w Bydgoszczy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- Ewa Wachowicz pokazała dorosłą córkę. Trudno oderwać wzrok od ich stóp
- Jan A.P. Kaczmarek nie żyje. By go ratować, córka wyprzedawała majątek
- Rozwiódł się z matką swoich synów. Aktor przyłapany na czułościach z nową ukochaną
- Zieliński zapomniał o synu? Gorzkie słowa syna muzyka po śmierci ukochanego wujka