Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jedna ręka myje, inne opadają

Jarosław Reszka
Jarosław Reszka
Składów Węgla już nie ma, ale problem zatrutego powietrza pozostał
Składów Węgla już nie ma, ale problem zatrutego powietrza pozostał Dariusz Bloch
Nikogo nie interesują „magiczne” metody omijania kolejek do lekarzy specjalistów?

W artykule „Expressu” sprzed paru dni padło tylko imię pacjenta, lecz sytuację opisano w sposób czytelny dla każdego dorosłego Polaka:
- Jestem pod opieką kardiologa – twierdzi pan Krzysztof. - Chodzę do niego prywatnie, płacę 140 zł za wizytę. Gdybym tego nie robił, czekałbym dwa lata. Leczę się też u urologa. Byłem w gabinecie prywatnym, zapłaciłem 130 zł i dostałem taką magiczną karteczkę, dzięki której ominąłem kolejkę w szpitalu i badania zrobiłem w ciągu tygodnia”.

Nie trzeba być kombatantem walk o przyjęcie do lekarza specjalisty z umową z NFZ, by zrozumieć, że karteczka była efektem działania czarnej magii, czyli ordynarnego oszustwa.

Mag od moczowodów, który ją wystawił, najprawdopodobniej oprócz prywatnej praktyki ma też państwowy etat, i to kierowniczy, w szpitalu, a wykorzystuje stanowisko do wstawiania swych prywatnych pacjentów na czołowe miejsca w długich kolejkach do badań finansowanych przez fundusz zdrowia.

Owszem, określenia „pan Krzysztof”, „urolog” i „szpital” to za mało, by konkretnej osobie postawić formalny zarzut nadużywania stanowiska i fałszowania dokumentacji medycznej. Rozumiem bowiem, że urolog nie frajer i na magicznej karteczce nie napisał po prostu: „Proszę przyjąć pana Krzysztofa na badania poza kolejnością, bo zapłacił 130 zł za wizytę w moim prywatnym gabinecie”. Zapewne lekarz stwierdził, że podejrzewa jakąś poważną chorobę, uzasadniającą ekspresowy termin badania. Będzie więc kryty nawet w sytuacji, gdyby jakiś organ kontrolny zainteresował się pacjentem, któremu w państwowym szpitalu zrobiono dobrze nadzwyczaj szybko.

Ta wymówka wydaje się zarazem tak oczywista i powszechnie stosowana, że wyznaniem pana Krzysztofa, opublikowanym na pierwszej stronie popularnej bydgoskiej gazety, nie zainteresował się ani NFZ, ani rzecznik praw pacjenta, ani wreszcie żaden z urzędników, nadzorujących funkcjonowanie służby zdrowia w Bydgoszczy i regionie. Podejrzewam, że ci, którzy przeczytali o magicznej karteczce, uznali, że nie ma co ruszać z kopią na wiatraki, bo w razie draki i tak ręka urologa znajdzie rękę, która ją umyje. Inne ręce wobec takiego stanu rzeczy mogą tylko opaść.

Aktywiści z Polskiego Alarmu Smogowego tej zimy mają już chyba pęcherze na dłoniach. Na alarm bić trzeba niemal codziennie i na razie pomaga to tyle, co umarłemu kadzidło. O zagrożeniu wiedzą też urzędnicy i wszystkie służby, które na razie wyspecjalizowały się w rozkładaniu rąk. Strażnicy miejscy widzą, który komin straszy czarnym dymem, ale truciciela nie ukarzą, jeśli nie będzie tak głupi, by ich zaprosić do mieszkania i pokazać palenisko pieca. Nikt też nie kontroluje węgla w składnicach opału. Ich właściciele co najwyżej zdobywają się na ostrzeżenia wobec stałych klientów. Jako regularny odbiorca ekogroszku usłyszałem m.in., że nie ma się co sugerować danymi na workach z tym niby-ekologicznym opałem, bo często nie mają nic wspólnego z prawdą. Ciekawa sytuacja, nieprawdaż? Sprzedawca przyznaje się, że sprzedaje klientowi kota w worku. Czy tak trudno – sprzedającemu czy kontrolerowi - zajrzeć do worka i zbadać rzeczywistą kaloryczność opału, zawartość siarki oraz to, ile popiołu pozostanie po spaleniu? A może nikomu na tym nie zależy, bo i w tym geszefcie ręka rękę myje?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!