Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bydgoszczanka wyrzucona za drzwi w Hiszpanii

Ewa Czarnowska - Woźniak
pexels.com
Dwa dni przed końcem wakacyjnej pracy u rodziny T. w podmadryckim Las Rozas, Marta, studentka z Bydgoszczy, przysłała rodzicom post, w którym inna polska au pair opisuje koszmarne okoliczności, w których rozstała się ze swoją rodziną goszczącą.

Pod nieobecność dziewczyny, „hostka” splądrowała jej pokój, znalazła butelkę z syropem i wyrzuciła ją z domu pod pretekstem znalezienia… narkotyków. Nie zapłaciła Polce za wykonaną wcześniej pracę, na prośbę o pieniądze na pokrycie kosztów wynajęcia hotelu do czasu powrotu do kraju, zagroziła policją. „Operka” sama prosiła o wezwanie patrolu, chciała udowodnić, że gospodyni kłamie… Drzwi były już jednak zamknięte, a walizka stała za nimi…

Mogło być gorzej?

- Może być, jak widać, gorzej – pisała w miniony piątek zrezygnowana Marta. Po dwóch miesiącach fatalnych doświadczeń ze swoimi gospodarzami, ostatniego dnia „roboczego” doszło między nią a nimi do najostrzejszej kłótni. Matka dzieci, którymi się Marta opiekowała, kolejny raz wściekała się o to, że nie udało się uśpić po południu pięcioletniego chłopca.

Zażądała od bydgoskiej „operki” odpracowania tego w ostatni wspólny, wolny dla Marty dzień. Bydgoszczanka odmówiła. Była zmęczona, zestresowana, chciała ostatni weekend spędzić na wycieczce. Wyjechała wieczorem do Madrytu na spotkanie ze znajomymi. Tymczasem okazało się, że historia opisywana na wstępie miała się stać i dla niej nie tylko teoretyczna.

- T. wpadli do mojego pokoju następnego dnia o siódmej rano, krzyczeli, że w nocy znaleźli otwarty sejf. Nic z niego nie zginęło, przeszukali moje rzeczy i oczywiście, też niczego tam nie było – opowiada studentka. – Powiedzieli, że w tych warunkach stracili do mnie zaufanie i nie mogę u nich zostać. Po dwóch miesiącach ciężkiej pracy. Jak stałam, ruszyłam do Madrytu…

Tym razem historia pracy pod szyldem „au pair” nie skończyła się ostatecznie źle. Marta znalazła miejsce w prowadzonym przez… zakonnice akademiku, wszystko potoczyło się dobrze. Jako „operka” nie zamierza pracować już jednak nigdy więcej.

dalsza część artykułu na kolejnej stronie

– Uwielbiam Hiszpanię i jej język, długo się go uczę. Spędzenie całych wakacji z możliwością poznawania kraju, ludzi, kultury, a przy tym zabawy, wydawało mi się idealnym połączeniem, okazją, której nie dadzą żadne kursy – tłumaczy powody przyjazdu do Las Rozas w tym roku. Na podobny pomysł wpadła już zeszłego lata, wtedy dwa miesiące przepracowała, udzielając lekcji angielskiego i opiekując się dziećmi w Saragossie. Wszystko układało się tam (niemal) idealnie, naturalne wydało się więc kontynuowanie przygody. Ale tym razem wszystko poszło jednak nie tak…

Au pair to wzięte z francuskiego określenie oznaczające program „wymiany kulturowej”, szczególnie popularny wśród młodzieży w Europie i Stanach Zjednoczonych. Dosłownie oznacza „równy”, „proporcjonalny”. Wymiana kulturowa i równość mają tu pierwszorzędne znaczenie. Tysiące zamożnych rodzin na tych kontynentach nie musi bowiem wynajmować do regularnej, opodatkowanej pracy – za duże pieniądze – wykwalifikowanych korepetytorek i oddzielnie opiekunek do dzieci. Przyjmują więc pod swój dach dziewczyny z całego świata, najczęściej w wieku 19-23 lat, zapewniają wyżywienie i niedużą tygodniówkę, godząc się na pewnego rodzaju umowę, że są one bardziej gośćmi, częścią rodziny, a nie pracownikami. Jak to wygląda w praktyce, pozostaje loterią…

Wielka loteria

Na tę loterię idą obie strony. W ¾ sytuacji, poszukiwanie kandydatów odbywa się za pomocą portali internetowych, które za te wybory nie ponoszą żadnej odpowiedzialności. Wyjątkiem są tu Stany Zjednoczone – tam niemal z definicji trzeba wyjazd zorganizować za pomocą opłaconej agencji, w pełni formalnie, wyprawa przewidziana jest zwyczajowo na rok. W Europie na agencjach oszczędzają zwykle i „hości” (gospodarze), i „operki” (opiekunki).

>> Informacje z Bydgoszczy zdjęcia, wideo tylko na www.expressbydgoski.pl <<

Poza kilkoma udogodnieniami, w razie kłopotów (obojętnie po czyjej stronie leżących) taka agencja daje gwarancję opieki na miejscu i ewentualnie znalezienia nowej rodziny/dziewczyny. Na ogół praktykuje się tylko pisemne referencje poprzednich hostów czy operek (Facebook jest tu nieograniczonym źródłem wiedzy), jedynie na własne ryzyko podejmując się wyjazdu do kogoś, kto jeszcze takich doświadczeń nie miał. Za „gwarancję” musi służyć wtedy łatwa do obalenia, poglądowa umowa, do której wpisuje się tylko dane osobowe obu stron, informację o konieczności samodzielnego ubezpieczenia, wysokość kieszonkowego, czasem zakres obowiązków.

dalsza część artykułu na kolejnej stronie

- Kompletnie się w tym roku zawiodłam na rekomendacji poprzedniej „operki” rodziny T., młodej Irlandki, która wiosną sama zajmowała się poszukiwaniem następczyni – opowiada Marta. – A ja, niestety, już na wstępie też popełniłam błędy, których nie powinnam. Przecież już wiedziałam, o co w tym wszystkim chodzi.

Marta teoretycznie wiedziała, czego chce. Centrum Madrytu, dzieci w wieku szkolnym, wolnych wieczorów i weekendów na podróże. A T. mieli dużo młodsze dzieci, mieszkali na dalekich przedmieściach stolicy Hiszpanii i potrzebowali opiekunki aż do 20.30. Na dodatek, część lata spędzali nad morzem, co akurat dla Marty nie było bonusem. Irlandka rozpływała się jednak w zachwytach – nad samodyscypliną przedszkolaków, nad przyjaznością i otwartością ich rodziców, komfortowymi warunkami mieszkaniowymi, bonusami. Bydgoszczankę przekonało w końcu to, że jako jedyni spośród gospodarzy, z którymi prowadziła rozmowy kwalifikacyjne, chcieli ją wynająć na dwa miesiące i pasował im jej termin. Była nawet przyjemnie zaskoczona, że wybrali ją z grona rzekomych 15 kandydatek, mimo że podkreślała, że nie ma doświadczenia w opiece nad małymi dziećmi.

Mały zgrzyt – w postrzeganiu kulturowych różnic – pojawił się już na początku. Na lotnisko po Martę wyjechał, co prawda, ojciec rodziny, ale poza nim nikomu nie chciało się nawet przerwać sjesty na jej powitanie. – U mnie w domu nie tak wita się gości, nie śpimy, gdy ktoś do nas przyjeżdża, zwłaszcza z daleka – kpi bydgoszczanka. – W końcu jednak udało nam się przywitać. W zamian za moje, starannie wybrane prezenty dla dzieci, otrzymałam drucianą opaskę na rękę. Z ceną. 99 centów. T. chyba mieli z tym mniejszy problem niż ja, choć ich dom, w najbardziej zamożnej części metropolii madryckiej, kapał od przepychu, czym się bardzo szczycili.

Chłopiec w pampersie

Pierwszy tydzień minął jednak dość spokojnie. Choć wymiana kulturowa polegała na tym, że Marta musiała się nauczyć, że ponad 5-letni chłopiec musi zasypiać po południu z młodszą siostrą w jednym łóżku, koniecznie w… pampersie. Zdrowemu i samodzielnemu dziecku to zdecydowanie nie pasowało, co – jak się okazało wkrótce – miało być brzemienne w skutki (dla Marty). Doświadczenie kulturowe przyniosło także zdziwienie, w jak skandaliczny sposób specjalistka od HR w wielkiej firmie telekomunikacyjnej może traktować sędziwych rodziców. Na temat Marty, jej kraju pochodzenia, studiów, rodziny, państwo T. nie chcieli wiedzieć zupełnie nic. Później nie wykazali również cienia zainteresowania, gdy Marta zachorowała, ani na moment nie zwalniając jej z obowiązków. Nie byli też nawet kurtuazyjnie zaciekawieni wizytą rodziców Marty w Madrycie.

dalsza część artykułu na kolejnej stronie

Czas mijał. Trzeba było wyjechać nad morze. Ostatecznie aż na cztery długie tygodnie. Jedyny z zapowiadanych bonusów, sieciówka madrycka kupiona przez T. okazała się niepotrzebna. Za to nad morzem trzeba było samodzielnie i dużo płacić za internet, pokój z łazienką ze zdjęć oglądanych przed przyjazdem zamienić na klitkę i kolejkę do toalety w mieszkaniu wakacyjnym (przed wyjściem na plażę, to dla Marty zawsze zabrakło czasu), robienie zapasów wody mineralnej za własne pieniądze, bo „bycie częścią rodziny” dla T. nie oznaczało, że może czerpać z ich zasobów. – Z czasem przyzwyczaiłam się, by nie schodzić w ogóle na śniadanie, bo nikt nie przestrzegałby godzin pracy i musiałabym, zamiast jeść, zajmować się dziećmi – mówi Marta. – Lunch dla dzieci też był wydzielony. Nawet gdybym po nakarmieniu ich zdążyła zjeść cokolwiek, to zdarzało się, że dla mnie był tylko makaron z jakimś skwaśniałym sosem. Potem wolałam natychmiast po 20.30 opuścić dom, niż być z nimi, kolacje wobec tego też jadłam za swoje…

Z wymiany kulturowej zostało więc tylko Marcie spanie i 70 euro tygodniowo. Na początku. Bo później pani T. zaczęła potrącać wypłaty za „nieskuteczność” opieki (czyli za to, że dzieci nie zawsze zasypiały po południu). W drugą stronę układ nie działał. Ani wtedy, gdy Marcie podrzucano do opieki dodatkowe dzieci znajomych lub sąsiadów, ani wtedy, gdy była niezbędna w wyprawie do sklepu, choć z góry oznaczało to, że nie skończy pracy na czas. – W połowie pobytu usłyszałam za to wykład, że nie rozumiem idei au pair, bo to nie tylko uczenie dzieci angielskiego (zupełnie nie chcieli wykorzystać tej mojej umiejętności), ale i opieka nad nimi – żali się bydgoszczanka. – Oni „świetnie” ją rozumieli. Pan T. nadużywał alkoholu, chował przed żoną puszki po piwie wszędzie, często znajdowały je dzieci. Kłócili się o to bez przerwy. Głośno, z wyzwiskami i rzucaniem jakichś przedmiotów. Kłócili się zresztą codziennie, o wychowanie dzieci i inne sprawy. Pewnie więc nie można się dziwić, że w tej sytuacji i dzieci – 3- i 5-letnie - wyzywały mnie, gryzły, pluły.

dalsza część artykułu na kolejnej stronie

Marta przyznaje, że jej brak doświadczenia w opiece nad najmłodszymi mógł mieć wpływ na brak efektów. Nie spodziewała się zresztą aż takich kłopotów, bo oddane jej opiece przedszkolaki na każdym placu zabaw budziły zbiorową niechęć histerycznym i samolubnym zachowaniem. – Nie powinnam się tego podejmować, ale ja miałam być tylko tymczasową opiekunką, nie jestem od ich wychowania. Rodzice dzieci byli szalenie niekonsekwentni wychowawczo, a ja z dnia na dzień stawałam się kłębkiem nerwów. Nikt mnie o niczym nie informował, nie wiedziałam nigdy, co i kiedy będą robić… Wiedziałam tylko, że na pewno nigdy nie ominie mnie awantura. Zyskiem było na pewno to, że przećwiczyłam hiszpański, jakiego nie nauczyłabym się na żadnym kursie…
Wyprowadź się!
Rodzice Marty nalegali, żeby córka wyprowadziła się od T. Chcieli opłacić jej hotel, zwłaszcza po tym, jak zaraziła się od dzieci poważną infekcją. Córka przekonała ich jednak, że wytrwa do końca umowy, że tak będzie odpowiedzialniej. Ale od razu po ostatniej godzinie pracy, pani T. „znalazła” otwarty sejf…

- Byłam naiwna, kierowałam się myśleniem życzeniowym. W ciągu dwóch lat poznałam setki „operek”, bardzo wiele z nich ma lub miało naprawdę ciepłe, fajne, interesujące relacje ze swoimi „hostami”, taki pomysł na wakacje pomógł im zwiedzać świat i odnaleźć niezapomniane, cenne doświadczenia – mówi studentka z Bydgoszczy. – Ale z drugiej strony, nie można zapominać, że się decydujesz na wejście do cudzego domu, na mieszkanie z ludźmi, którzy mogą mieć w stosunku do ciebie złe lub gorsze zamiary, którzy cię nie szanują. Moja historia i, niestety, wiele innych, opisanych na Facebooku w postaci „czarnej listy” rodzin goszczących pokazują, że można stać się również ofiarą czyjejś nieuczciwości. „Operki” to rzadko kiedy są dziewczyny, które zarabiają w ten sposób na życie. Nie są od tego zależne. Teraz już czuję ulgę, że mogłam stamtąd wyjechać i wrócić do swoich spraw. Studiuję prawo, mam przyszłość przed sobą. To były ostatnie wakacje jako au pair. Jestem już za „stara” by pisać się na takie „przygody”. Moje umiejętności profesjonalne, językowe i społeczne powinny mi pomóc znaleźć w przyszłym roku jakiś konkretny staż zawodowy. I, mam nadzieję, znajomość z państwem T., przedstawicielami zamożnej klasy średniej ze stolicy Madrytu, nie wpłynie na mój stosunek do Hiszpanów i Hiszpanii.

Pogoda na czwartek, 14 września

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!