MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Biblioteka karceru

Adam Luks
Mury toruńskiego fortu stały się zbiorowym pamiętnikiem setek alianckich jeńców wojennych. Na naszych oczach, wraz z tynkiem odpadającym od ścian, odchodzi w zapomnienie historia

Mury toruńskiego fortu stały się zbiorowym pamiętnikiem setek alianckich jeńców wojennych. Na naszych oczach, wraz z tynkiem odpadającym od ścian, odchodzi w zapomnienie historia

<!** Image 3 align=right alt="Image 22674" >W toruńskim Forcie XI straszy. Straszy ogrom zniszczeń dokonanych przez miejscowych złomiarzy. Powyrywane kraty, oberżnięte poręcze mostu, prowadzącego do głównego wejścia i szkło walające się na ziemi pod pustymi oczodołami okien. Straszą ciężkie, żelazne wrota, które udało się komuś wywlec poza obręb ogrodzenia...

Historia na złom

Mimo to, nadal warto wybrać się na wycieczkę w okolice starego fortu, zbudowanego przez Prusaków 130 lat temu. Warto spojrzeć, pewnie po raz ostatni, na stare skrzydło bramy, oparte niedbale o ceglany mur. Nie trzeba wcale wybujałej fantazji, aby wyobrazić sobie ciężarówkę zbliżającą się do fortu pod osłoną nocy, kilku ludzi pocących się przy załadunku i właściciela złomowiska, wręczającego złodziejom należność za dostarczenie zardzewiałego kawałka historii... Zabytek czy nie, ale nadaje się „na żyletki”.

Jednak w Forcie XI straszą nie tylko złomiarze. Jeszcze bardziej przeraża fakt, że historie, zapisane na murach przez jeńców wojennych w okresie hitlerowskiej okupacji, znikają właśnie wraz z tynkiem odpadającym z fortecznych ścian.

- Niedaleko stąd, na Glinkach, był w czasie II wojny światowej niemiecki obóz jeniecki - opowiada Szymon Rejewski, miłośnik starych fortyfikacji. - Więźniów, przeważnie Anglików, trzymano również w Forcie XI. Przy głównej kaponierze, w najgłębszej części fortu, mieściły się karcery.

Kronika na murach

Na ścianach ciasnych cel wielu jeńców pozostawiło świadectwo swojego istnienia. Kilkaset wpisów w języku angielskim, ale również francuskim i polskim tworzy niesamowitą kronikę dziejów tego ponurego miejsca.

- Kiedy zapuszczam się w te korytarze, zawsze ciarki przebiegają mi po plecach - przyznaje Szymon Rejewski. - Spenetrowałem prawie wszystkie toruńskie forty, ale w tym miejscu atmosfera jest wyjątkowa.

Obiekt od lat znajduje się w prywatnych rękach. Niegdyś mieściło się tutaj zaplecze magazynowe pobliskiego „Polmozbytu”. W pomieszczeniach służących w czasie II wojny światowej za karcery firma składowała opony.

Bez gospodarza

Pod koniec lat 90. ub. wieku fort odkupiła toruńska drukarnia „Projan”. Szef firmy, mimo formalnego obowiązku, nie zrobił wiele, aby ochronić zabytkową budowlę przed dewastacją. Wprawdzie za doglądanie obiektu wynagrodzenie pobiera podobno pewien stróż, ale jego baza wypadowa mieści się w pobliskim biurowcu. Do fortu zapuszcza się raczej rzadko.

- Kiedy zaciągnęliśmy go pewnego razu na teren fortu w związku z kradzieżą zabytkowego ogrodzenia, od razu wpakował się w dziurę na dziedzińcu - relacjonuje Lech Narębski, toruński konserwator zabytków. - Tak właśnie wygląda znajomość terenu i czujność tego człowieka.

Złą opiekę nad zabytkowym fortem konserwator już dwa lata temu sygnalizował toruńskiej prokuraturze. Właściciel obiektu nie został ukarany do dziś. A fortowe korytarze ciągle czekają na zagospodarowanie.

Wewnątrz panuje mrok. Niewielkie okienka i otwory strzelnicze wpuszczają jedynie odrobinę światła. Pod nogami walają się tony gruzu. Latarka co chwilę odsłania kolejne przeszkody. Pęknięta posadzka, pokaźna dziura, ludzkie odchody. Korytarz łagodnie opada w dół. Po przebyciu kilkuset metrów docieramy na poziom fosy. Jest zimno, chociaż na zewnątrz przygrzewa słońce. Jeszcze kilka zakrętów i znajdziemy się w najciekawszym miejscu budowli. Właśnie tutaj wymierzano kary odosobnienia jeńcom, którzy szczególnie narazili się okupantom.

Tu siedział Bolesław

„14 dni karceru za próbę ucieczki” - napisał ołówkiem na ścianie jakiś Anglik. Obok kolejne napisy: „Za pieprzenie wszystkiego...”, „Za palenie papierosów w magazynie...”, „Bo nie salutowałem niemieckiemu oficerowi...”, „Za śmianie się z potknięcia Niemca. Złamał sobie nadgarstek, mógł lepiej skręcić kark”.

Z fortecznych napisów wynika, że żołnierz nazwiskiem James Macdonald podejmował kilka nieudanych prób ucieczki. Dostrzec można nawet daty kolejnych „wpadek”. Pod spodem anonimowy dopisek: „Więcej szczęścia następnym razem”. Jest kilka modlitw, parę obrazków: krzyże, flagi, symbole jednostek wojskowych, nagie panienki, podobizna Hitlera... Jest i hitlerowska swastyka, a pod nią krótki, ale treściwy napis: „fuck it”. Są nazwiska, numery wojskowe, domowe adresy. Podpisał się tu, między innymi, niejaki Robert Allan Lindsey. Ciekawe czy udało mu się wrócić cało do domu w Glasgow, na Harriet Street 22?

Na kolejnej cegle widać wyraźny napis: „Wypuście mnie sukinsyny”. Dalej zdanie w rodzimym języku: „Tu siedział polski niewolnik Bolesław...”, nazwisko nieczytelne. Ktoś inny, znów po angielsku, nawołuje „dobrego, starego Churchilla” do „zrobienia piekła niemieckim draniom”. Na przeciwległej ścianie jakiś dowcipny Francuz umieścił sentencję: „Toruń, miasto turystów (niezłe hotele, dużo atrakcji). Kolejny Francuz i krótkie wyznanie miłości do kobiety o inicjałach R.M. Litery otoczone są zgrabnym serduszkiem.

Do karceru więźniowie trafiali zwykle pojedynczo. Zdarzało się jednak, że zamykano ich w większych grupach. Na fortecznych murach zachowały się ślady rozgrywek w kółko i krzyżyk.

<!** Image 2 align=left alt="Image 22673" >- Szkoda, że niedługo napisy zatrą się całkowicie - ubolewa Szymon Rejewski. - Za każdym razem, kiedy odwiedzam to miejsce, ich stan jest gorszy. Wilgoć i mróz nie służą tej historycznej pamiątce.

Od ściany oderwał się już kawał tynku z fragmentem najbardziej znanego, bo często utrwalanego na zdjęciach i zamieszczanego na stronach internetowych członków Towarzystwa Przyjaciół Fortyfikacji, napisu: „Don’t forget, you’re British” (Nie zapominajcie, że jesteście Brytyjczykami). Co dziwne, ani przyjaciele fortyfikacji, ani toruńscy historycy, ani nawet studenci historii, dość często piszący prace dyplomowe na temat tutejszych fortyfikacji, nie zdecydowali się nigdy na sporządzenie szczegółowej dokumentacji fortecznych napisów. Czyżby krótkie historie setek ludzi utrwalone na murach toruńskiej „Jedenastki” były dla fachowców za mało pasjonujące?

Zachowajcie bibliotekę

- Próbowałem zainteresować tematem nawet brytyjską ambasadę - zapewnia Lech Narębski. - Bezskutecznie. Napisy należałoby poddać konserwacji. Problem w tym, że nawet prowizoryczne zabezpieczenie wiąże się z ogromnymi kosztami. Wprawdzie na ochronę zabytków tego typu można pozyskać unijne pieniądze, ale bez dobrej woli obecnego właściciela obiektu niewiele da się wskórać.

Usiłowaliśmy porozmawiać na ten temat z właścicielem. Odmówił. Trudno, mógłby jednak przespacerować się kiedyś po własnym forcie i poczytać napisy jeńców. Może wtedy wziąłby sobie do serca apel angielskiego więźnia, który dużymi literami napisał na należącym dziś do niego murze : „Keep up this library”, co w wolnym tłumaczeniu oznacza „Zachowajcie tę bibliotekę”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!