Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Spokój ma być w Potulicach

Jacek Kiełpiński
Śmierć Marka J. w Zakładzie Karnym prokuratura uznała za samobójstwo. Matka więźnia oskarża personel więzienia o morderstwo. Zeznawać chcą więźniowie, przesyłający grypsy zza krat. Dlaczego nikt nie chce ich wysłuchać?

Śmierć Marka J. w Zakładzie Karnym prokuratura uznała za samobójstwo. Matka więźnia oskarża personel więzienia o morderstwo. Zeznawać chcą więźniowie, przesyłający grypsy zza krat. Dlaczego nikt nie chce ich wysłuchać?

<!** Image 2 align=none alt="Image 181280" sub="Bronisława Konopacka, matka Marka J., przed bramą Zakładu Karnego Potulice, gdzie 23 października prowadziła akcję ulotkową i informowała rodziny skazanych o dramacie syna, który stracił życie w celi izolacyjnej. /fot. archiwum">- Przysięgłam synowi po śmierci, że zrobię wszystko, by prawda wyszła na jaw - Bronisława Konopacka z Torunia jest skrajnie zdesperowana. Udowodniła to rozdając rodzinom skazanych ulotki przed bramą więzienia. Znajdowały się na nich, między innymi, makabryczne zdjęcia syna po śmierci w celi izolacyjnej. - Jeśli będzie trzeba, pojadę z nimi do Warszawy, a potem do Strasburga - zapewnia.<!** reklama>

Za kratami znają prawdę

O śmierci Marka J. pisaliśmy po raz pierwszy 18 sierpnia. Trwało wówczas śledztwo w tej sprawie, które - dokładnie tak, jak przewidywała matka skazanego - zostało półtora miesiąca później umorzone. Marek J. miał, zdaniem prokuratury, sam targnąć się na swoje życie, wieszając się na jednym z dwóch dostępnych w celi izolacyjnej prześcieradeł.

Prokurator oparł się na zeznaniach strażników i kilku wybranych więźniów. Nie interesował się burzliwym okresem poprzedzającym tę śmierć, czyli trzema dniami odbywania kary dyscyplinarnej. - Postępowanie dotyczyło tylko targnięcia się na własne życie w celi izolacyjnej - podkreśla prokurator Arkadiusz Nowak z Nakła.

Ale akurat o tym, co działo się w tej celi, wiadomo najmniej, bo nie było tam monitoringu. Kamerę zainstalowano zaraz po śmierci Marka J.

- Prokuratura od razu mówiła o samobójstwie - przypomina rozżalona matka. - Śledztwo szło w tym kierunku. A przecież coś te ostatnie chwile poprzedziło i może mieć decydujące znaczenie! Wiem z rozmów z rodzinami, że ich krewni siedzący za kratami, znają prawdę, ale boją się pisnąć. Mam jednak także kontakt z więźniami, którzy chcą zeznawać w procesie dotyczącym tej sprawy.

Tam się sporo dzieje

Nasza redakcja dysponuje kserokopiami grypsów, w których są nazwiska dwudziestu więźniów, zapewniających, że znają okoliczności śmierci Marka J.

- Ja też mam kontakt z ludźmi stamtąd, którzy chcą zeznawać podczas uczciwego procesu - przyznaje były więzień Potulic, który zapewnia, że od 26 do 29 maja wraz w kilkudziesięcioma kolegami osadzonymi w pawilonie A słyszał krzyki i jęki, dochodzące z pawilonu B, gdzie odbywał karę izolacji Marek J. - Siedziałem w Potulicach sporo czasu, dysponuję kanałami przerzutowymi grypsów, kontaktuję się też z ludźmi telefonicznie rozmawiając umówionym szyfrem, bo, jak wiadomo, wszystkie rozmowy są kontrolowane i często przerywane.

Zdaniem byłego więźnia, który obecnie zakłada organizację, mającą na celu pomoc osadzonym ,skarżącym się na fatalne warunki odbywania kary właśnie w tym zakładzie karnym, Potulice są wyjątkowe.

- To nie tylko moja opinia. Koledzy, którzy też przeszli przez inne więzienia, przyznawali mi rację - tak źle nie jest nigdzie - podkreśla mężczyzna. - Tam nie dają spokojnie odsiedzieć wyroku. Świadomie prowokują awantury umieszczając grypsujących w celach z niegrypsującymi. Nie dziwię się, że Marek J. skarżył się na jedzenie, a ostatecznie odmówił przyjęcia posiłku. Bo żarcie jest podłe. Ukarano go za to izolatką i „dźwiękami”, czyli celą zabezpieczającą, gdzie więźnia przypina się pasami do pryczy, zakłada hełm i często bezkarnie leje, a nawet zwyczajnie torturuje, choćby przy pomocy mydła wciskanego pod kręgosłup. W naszej opinii, znając akta sprawy, tak było w jego przypadku.

Co ciekawe, więźniowie zapewniają, że prasa w Potulicach jest cenzurowana.

- Mówi się wtedy: „Dziś prasy nie ma”, a wszyscy rozumieją, że coś napisano o ZK, a, jak ostatnio, najpewniej o tej konkretnej sprawie - zapewnia były więzień. - Wiemy o próbach przesyłania więźniom wycinków prasowych. Niestety, wiemy też, że odbiorcy, do których te przesyłki ostatecznie nie docierają, bo przechwyci je służba, są z tego powodu szykanowani. Ogólnie, tam się obecnie sporo dzieje. Bo zbyt wielu ludzi słyszało i nie potrafi zapomnieć krzyków poprzedzających śmierć tego człowieka.

Rzeczniczka ma głos

Major Aleksandra Gapska, rzeczniczka prasowa Okręgowego Inspektoratu Służby Więziennej w Bydgoszczy, przyznaje, że prasa jest w ZK wydzielana. Uzyskaliśmy od niej szereg wypowiedzi, które na jej wyraźne życzenie publikujemy w wersji oryginalnej: „Dyrektor jednostki penitencjarnej, w tym przypadku Zakładu Karnego w Potulicach, jako osoba odpowiadająca za zapewnienie bezpieczeństwa i porządku w zakładzie może podjąć decyzję o niedostarczeniu tytułu prasowego osadzonym, jeśli - w jego ocenie - zawarte w danym artykule treści mogłyby mieć niekorzystny wpływ na zachowanie osadzonych”.

Tłumaczy też mechanizm kontrolowania rozmów telefonicznych: „Rozmowy telefoniczne skazanych, zgodnie z obowiązującymi przepisami, są kontrolowane. Funkcjonariusz może przerwać rozmowę telefoniczną, jeśli oceni, że poruszane są w jej toku np. treści godzące w bezpieczeństwo jednostki”.

Za nic jednak w świecie przedstawicielka Służby Więziennej nie chciała przyznać, że do dziś działa osławiona atanda - czyli specgrupa pacyfikująca siłowo więźniów. O atandzie, grupie w czarnych kombinezonach, z długimi pałami, mówią wszyscy byli więźniowie, którzy kontaktowali się z redakcją. To właśnie taka bojówka mogła, ich zdaniem, przyczynić się do śmierci Marka J.

Co na to pani rzecznik? „Rozumiem, że pod tym pojęciem osadzeni mają na myśli grupę funkcjonariuszy. Naszym zadaniem jest dbanie o bezpieczeństwo jednostki, dlatego też w sytuacjach potencjalnych zagrożeń funkcjonariusze podejmują interwencje. Dzieje się to w uzgodnieniu z kierującym jednostką bądź z osobą działającą z jego upoważnienia. Gdy dochodzi na przykład do „awantury” w celi, to, w zależności od oceny tego zdarzenia, może interweniować grupa funkcjonariuszy do tego wyznaczona przez przełożonego. Są to funkcjonariusze pełniący służbę - nie są specjalnie dobierani, o wyjątkowych predyspozycjach”.

Rzeczniczka SW przyznaje zarazem, że do mieszania więźniów grypsujących z niegrypsującymi faktycznie dochodzi: „Pobyt w zakładzie karnym ma na celu, oprócz odbycia kary pozbawienia wolności, resocjalizację i readaptację społeczną, a więc szeroko rozumiane wychowywanie. Rozmieszczanie osadzonych w celach odbywa się zgodnie z obowiązującymi nas przepisami. Nie dzielimy osadzonych, nie kategoryzujemy ich w sposób nieformalny. Uczymy normalnych, akceptowanych zachowań, także tego, że drugi osadzony jest taką samą osobą w podobnej życiowej sytuacji”.

Kto widział nagranie?

Gdy 16 września napisaliśmy, że o krzykach Marka J. chcą mówić byli i obecni więźniowie, prokuratura przesłuchała czterech więźniów. Zapewnili, że nic nie słyszeli.

- Znam tych ludzi, a jakże! - śmieje się były więzień Potulic. - To osoby znane z włażenia kierownictwu ZK w d...

To zza krat dotarła do nas propozycja podjęcia innego, ważnego wątku tej sprawy. - Skoro tam było spokojnie i nikt go nie katował, to powinien być na to dowód w postaci nagrań. Jest monitoring na korytarzu, jest też w celi zabezpieczającej, czyli na „dźwiękach”. Kto oglądał te materiały?

No właśnie? Kto je widział?

„W każdej celi zabezpieczającej jest faktycznie kamera - przyznaje Aleksandra Gapska. - Po zakończeniu stosowania środków przymusu bezpośredniego z nagranym materiałem zapoznaje się dyrektor danej jednostki lub osoba działająca z jego upoważnienia. Ocenia prawidłowość i praworządność stosowania środków. Tak też było w tym przypadku. Dyrektor Zakładu Karnego w Potulicach uznał, że odbyło się to w sposób prawidłowy. Funkcjonariusze OISW w Bydgoszczy nie zapoznawali się z tym nagraniem. W naszej ocenie nie miało ono związku z popełnionym przez osadzonego samobójstwem”.

Dziwne. Wcześniej prokurator zapewniał, że prawidłowość odbywania kary Marka J. oceniał Okręgowy Inspektorat Służby Więziennej.

To może sam prokurator zapoznał się z tym nagraniem?

Też nie.

- Śledztwo dotyczyło przecież doprowadzenia Marka J. do targnięcia na życie, a z innych materiałów dowodowych nie wynikało, że miał być bity przed zdarzeniem - mówi prokurator Arkadiusz Nowak. - Materiałów wideo, o których pan mówi, nie widziałem.

Prokurator, co ciekawe, nie kojarzy także dyżurki oddziałowych, w której z niewiadomych przyczyn znalazł się Marek J., gdzie, według notatek służbowych, miał „dokonać zamachu na zdrowie własne”. Nie pytał, na czym czyn ten miał polegać i jakie były okoliczności użycia siły i umieszczenia go w celi zabezpieczającej, w której są kamery!

- Gdyby zbytnio węszył, za dużo by wyszło na jaw - komentuje były więzień. - By sprawę wyjaśnić uczciwie i do końca, sąd musiałby obejrzeć te materiały. Ale, jak znam życie, pewnie już dawno wyparowały.


Co dalej z tą sprawą? Matka nie odpuści.

16 listopada Sąd Okręgowy w Bydgoszczy zajmie się zażaleniem matki na postanowienie Prokuratury Rejonowej w Nakle o umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Marka J.

Jeśli sprawa nie wróci do prokuratury, a przez to przypadkiem śmierci mężczyzny nie będzie mógł się zająć sąd, matka skazanego planuje wizytę w Ministerstwie Sprawiedliwości i Sejmie.

Zdesperowana kobieta planuje także akcję plakatową w Warszawie. - Niech społeczeństwo, patrząc na te makabryczne zdjęcia, samo oceni, czy to było samobójstwo, czy też morderstwo poprzedzone torturami - tłumaczy.

Jeżeli kroki prawne i nacisk opinii publicznej nie przyniosą skutku, kobieta zapowiada wraz ze swoim adwokatem, skierowanie sprawy do trybunału międzynarodowego.

Cały czas zbiera też informacje na temat dramatycznego zdarzenia w ZK. Jej telefon - 885 524 181.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Spokój ma być w Potulicach - Express Bydgoski