Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krew, nóż i haluny - przypadki Jana K.

Jacek Kiełpiński
Jeden z tych, którym społeczeństwo woli schodzić z drogi. Bo od nie takiego spojrzenia jak trzeba do awantury jeden krok. Oswojony z policją i izbą wytrzeźwień, na życie patrzy jakby z drugiej strony.

Jeden z tych, którym społeczeństwo woli schodzić z drogi. Bo od nie takiego spojrzenia jak trzeba do awantury jeden krok. Oswojony z policją i izbą wytrzeźwień, na życie patrzy jakby z drugiej strony.

<!** Image 2 align=left alt="Image 5727" >- Mów mi „Cygan”. To nie tylko ksywa, jestem Cyganem. Czuję się nim. A Cygan w mieście, to jak Indianin, k..., na prerii! Dobrze mówię? - Jan K. podnosi niebezpiecznie głos. Goście kawiarni w toruńskim Domu Towarowym PDT kurczą się ze strachu. Szybkim krokiem podchodzi ochroniarz, ucisza zmęczonego życiem, 53-letniego mężczyznę. Obaj panowie świetnie się znają, gdyż Jan K. od dawna traktuje PDT jak swój dom.

Każde miasto ma swoich Janów K. Wpasowali się w pejzaż ulicy, opanowali sztukę mimikry. Bezrobotni, często bezdomni, wystają na skrzyżowaniach ulic, okupują najlepsze ławki, nie krępują się prowadzić dyskusji podniesionym głosem. Są wszędzie, chcą być zauważeni, szukają czyichś oczu. Zrozumienia potrzebują czy zaczepki - przechodnie wolą nie sprawdzać.

Jakoś się żyje

- Zmarnowane życie? Co, ty pier....? Kiedyś tak może myślałem. Jak mnie żona opuszczała. Mówiła, że zdechnę bez niej, bez jej obiadków. I co? Dobrze się trzymam. Chce mi się żyć! - oczy „Cygana” błyszczą szczerym zapałem. - Rodziny już nie mam. Jeden syn uczy się na księdza, drugi siedzi w Stanach i jakieś jałmużny mi czasem przysyła. Dwadzieścia dolarów raz do roku! Kiedyś mu odeślę stówę i powiem, żeby się wypchał. Mam 650 złotych renty, z tego 200 bierze komornik. Ale jakoś sobie radzę.

To „jakoś”, nie wygląda jednak najlepiej. W skromnym mieszkanku przy Poznańskiej Janowi K. niewiele sprzętów zostało. Jak sam zapewnia, wszystko mu bliźni rozkradli. Teraz mogą do niego wchodzić, kiedy tylko chcą - drzwiami, bo ich nie zamyka, i oknami, bo szyb brakuje. Prądu nie ma, a gaz niebawem odetną, bo lokator za nic nie płaci. Przebywa tam tylko nad ranem, gdy ląduje zmęczony całonocnym dryfowaniem po knajpach. Śpi do południa i wraca na miasto. Bo tu jest życie! - Uczulenie na mnie mają jakieś. Człowiek tylko piwko gdzieś wypije, a zaraz pełno gliniarzy. Brali mnie z ulicy ze sklepów, lokali. Nawet stąd - wskazuje basenik na najniższej kondygnacji PDT-u. - Wlazłem do wody wybrać drobne. Po co rybom pieniądze?

Choć o tym nie wspomina, PDT jest dla niego miejscem szczególnym. Zdaniem pracowników sklepu z biżuterią, od kilku lat jest tutaj stałym gościem. - Chodzi mu o mnie - ładna sprzedawczyni mówi, że Jana K. śmiertelnie się boi. - Teraz też patrzy w tę stronę, zaraz podejdzie!

Ochrona i pracownicy poszczególnych butików znają problem doskonale. W większości są zdania, że sprzedawczyni nie powinna przyjąć kwiatów, z którymi dwa lata temu wystartował do niej „Cygan”. - Powinna je rzucić na ziemię, nie dotykać. A tak, facet przykleił się i ubzdurał sobie coś. Na swój sposób ją kocha - usłyszeliśmy od jednej z pracujących w PDT kobiet.

Miłość to jednak niebezpieczna. Po kwiatach przyszedł bowiem czas na poważniejsze argumenty. Niedawno Jan K. wkroczył do ekskluzywnego sklepu z nożem. Dmuchał też zalotnie dymem w twarz ekspedientki, a nawet położył przed nią lufkę z marihuaną, by pociągnęła i zrzuciła z oczu bielmo, niepozwalające jej dojrzeć w nim mężczyzny swego życia. Dziewczyna złożyła doniesienie o popełnieniu przestępstwa: - Boję się chodzić po mieście, bo często mnie wypatrzy i idzie pół metra za mną. Gdy wchodzę do jakiegoś lokalu, zawsze mówię, żeby powstrzymali mężczyznę, który mnie prześladuje. A słyszę tylko: O, „Cygan”, co słychać? Czy wszyscy w tym mieście go znają i akceptują? - pyta rozżalona kobieta. - Jedynie do „Kredensu” go nie wpuścili, bo był w dresach.

<!** Image 3 align=right alt="Image 5728" >Jan K. krótko komentuje: - Ta kobieta kłamie. Ale „maryśkę” palę faktycznie. Bo taniej wychodzi od alkoholu. Woreczek za 35 zł na jakiś czas starczy. Próbowałem różnych rzeczy, ale przy piwie i „marysi” zostanę. A Indianie w fajkach co palili? To samo! Mieli haluny, znaczy halucynacje, z duchami rozmawiali, wolni byli. Jak ja.

Szefostwo PDT-u zna problem doskonale: - Ten pan wyglądem odstaje od naszych klientów - przyznaje Włodzimierz Szala, pełnomocnik właściciela domu towarowego. - Przychodzi pokiereszowany i pokrwawiony. Jednak nie możemy mu zabronić wejścia. Interweniuje policja, straż miejska i firma ochroniarska „Fabwel”. On jednak najczęściej po chwili wraca. To zamknięte koło, bo jeśli jest trzeźwy, można go tylko wyprowadzić za drzwi. Jednak posunął się też do poważnych gróźb. Miał powiedzieć, są świadkowie, że wysadzi budynek w powietrze. Zawiadomiliśmy o tym prokuraturę.

Mam specjalną normę

Jan K. niespecjalnie się tym przejmuje:

- To wszystko bzdury. To oni zaczęli. Ja za menela się nie uważam, a oni mnie tak potraktowali. Zaczęli wypychać. Piętnować obywatela? Poniżać? Nie dam się i dziś, przyznaję, idę im pod górkę. Taka natura człowieka. Teraz oni mają problem. Ja nie. Ja się policji i innych w mundurkach nie boję.

Dowodem tego może być 41 interwencji zakończonych odwiezieniem Jana K. na izbę wytrzeźwień. „Cygan” z zainteresowaniem przyjmuje od nas informację, że jego dług w tej instytucji wynosi już 6790 złotych. Notuje skrzętnie na kartce: - Życia nie starczy, żeby to spłacić. Zresztą nie zamierzam. Bo mają tam dla mnie specjalną normę. Nawet jak jestem po dwóch ledwie piwach, już zatrzymują. Kiedyś jeden łapiduch przyznał, że mi wystarczy 0,25 promila, żeby u nich nocować.

Znany jestem

Wszystkich swych krwawych przygód „Cygan” nie jest w stanie wymienić. Najpoważniej dostać miał w jednej z dyskotek: - Maczetą w łeb jakiś poj... mnie trafił. Krew sikała, ale jakoś się zagoiło. Niedawno dostałem nad ranem w delikatesach „Hania”. Chciałem kupić chleb, a tam myśleli, że ukraść. Wiem, kto mnie trafił sygnetem. Łuk brwiowy trzasnął. Jeszcze się policzę. Rany nie zszyłem, bo lekarz kazał godzinkę na zabieg czekać. Sam się zaszyj, człowieku! - powiedziałem mu. - Życie stygnie, nie mam czasu!

Oba przypadki znają doskonale w PDT.

<!** Image 4 align=left alt="Image 5729" > - Przyszedł kiedyś z rozłupaną, dosłownie, głową. Wszędzie krwawił i mówił: „Widzisz do czegoś doprowadziła?” - wspomina sprzedawczyni odrzucająca „Cyganowe” zaloty. - Potem to oko... Rana mu się otworzyła, gdy go straż miejska powaliła na ziemię. Dwie karetki przyjechały.

Choć Jan K. ostatnio rezyduje głównie w domu towarowym, można śmiało powiedzieć, że zna go cały Toruń. Bez skrępowania opowiada o swoich sposobach na zdobywanie jedzenia:

- Caritasową zupkę oczywiście znam, ale to czasem nie wystarczy. Kiedyś chadzałem do Geanta albo Carrefoura. Szło się po sali i wcinało, co popadło. A to bułkę, a to kiełbasę. Przy wyjściu łapał mnie ochroniarz i kazał płacić. Jak chcecie odebrać swoje, to rżnąć mnie tu zaraz - ja mu na to - tylko potem chirurga plastycznego poproszę. Raz się pomylili i zarzucili, że piwo na sali wypiłem. Policję z alkotestem wezwali, a tu kicha! Nic nie piłem, zero - zero wykazało. Wtedy ode mnie usłyszeli... Teraz już mnie nie wpuszczają. Znany jestem.

Piwo na co dzień pija głównie wieczorami. Kręci się - jak jemu podobni - wokół ogródków wypełniających Rynek Staromiejski:

- Widzę z daleka, gdzie uderzyć. Niektóre szczeniaki, zaniedbane przez bogatych rodziców, próbują chlać do upadłego. Zamówi taki kolejne piwo, choć widać, że ma dość. Potem odpływa, a ja cap za szklankę. Mi do życia niewiele potrzeba. U „Sołtysa” czasem dostanę chleb ze smalcem. Do tego trzy piwka skombinuję i jestem gotów. Mały żołądek mam, zaduszony.

Do zakonu pójdę

Przyszłość? „Cygan” lekko krzywi się na to pytanie. Twierdzi, że wierzy w Boga, który zginąć mu nie pozwoli: - Nie dam się. Nawet, gdyby przyszło posiedzieć w pierdlu. Dobre miejsce. Ciepło, jeść dają - poprawia czapkę ze znaczkiem upamiętniającym papieską pielgrzymkę w 1999 roku. - Jan Paweł II to mój jedyny autorytet. Jak mnie z chałupy wywalą, to może do zakonu jakiegoś pójdę. Albo nie, pojadę do Hiszpanii. Tam też ludzie żyją. Też piwo piją. A przynajmniej jest ciepło.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!