Otóż w 2015 r. - według badań Eurostatu - co najmniej dwie niedziele w miesiącu przepracowało tylko 7,1 proc. naszych czynnych zawodowo rodaków.
I to z uwzględnieniem szarej strefy! Rzadziej od nas w niedziele pracują… i tu kolejne zaskoczenie. Nie obywatele najbardziej zamożnych krajów, tylko Portugalczycy i Węgrzy, a blisko nas ulokowali się też Chorwaci i Bułgarzy.
Psycholog społeczny prof. Janusz Czapiński, komentując wynik badań Eurostatu dla „Dziennika Gazety Prawnej”, małe zainteresowanie Polaków pracą w niedzielę tłumaczy przywiązaniem do Kościoła. Ale to chyba tylko cząstka prawdy.
Wielkie liczenie wiernych, które Kościół katolicki przeprowadza co rok, w 2015 pokazało, że październikowej niedzieli, kiedy proboszczowie rachowali owieczki na mszach, zjawiło się ich około 10,6 mln. Prawda - dużo, ale też dużo mniej niż należałoby się spodziewać, gdyby większość unikających pracy w niedziele zasiadła w kościelnych ławach.
Wykręcanie się od pracy religijnymi powinnościami nie wytrzymuje też porównania z innymi tradycyjnie katolickimi krajami Starego Kontynentu. Blisko nas w statystykach są wprawdzie Chorwaci i Węgrzy, lecz na jej czele, wśród nacji najczęściej stających do kieratu w dzień przeznaczony przez Boga na odpoczynek, znaleźli się Irlandczycy (minimum co drugą niedzielę przepracowało tam 19,6 proc. obywateli czynnych zawodowo) i Hiszpanie (17,9 proc.).
Z drugiej strony, wysoki współczynnik osób pracujących w niedziele w Irlandii, Finlandii (17,4 proc.) czy Słowacji (rekordowe 19,7 proc.) obala tezę, że najczęściej pracuje się ostatniego dnia tygodnia w krajach, które są turystycznymi potentatami.
Wyniki badania Eurostatu pojawiło się tuż przed decyzjami dotyczącymi handlu w niedziele w Polsce. Opinie rodaków na ten temat od dłuższego czasu rozkładają się po połowie. Myślę, że warto byłoby też nas spytać, co zrobilibyśmy z wolnym czasem, gdyby odpadły niedzielne wędrówki po alejkach w hipermarketach. Bydgoszczanie, dzięki pięknemu położeniu miasta, mogliby oczywiście wskazać znacznie zdrowsze wędrówki w plenerze.
Przeciętny włóczykij przy dobrej pogodzie gotów jest spędzić w drodze półtora, może dwie godziny. Potem łapie go zmęczenie, głód i pragnienie. Nasi przedsiębiorczy przodkowie dobrze o tym wiedzieli i potrafili to wykorzystać. Przed wojną w mieście roiło się od knajp, knajpek i knajpeczek.
Każdy mieszczuch, któremu w kieszeni wiatr nie hulał, mógł znaleźć w tej ofercie miejsce na swój gust i finansowe możliwości. I to niekoniecznie w śródmieściu. Podmiejskie wyraje ciągnące się wzdłuż Brdy, jak Rynkowo, proponowały obficie zastawione stoły z widokiem na las i rzekę. Kudy dzisiejszej gastronomicznej ofercie do tej sprzed lat osiemdziesięciu i więcej!
Pytanie tylko: kto miałby obsługiwać świętujących w knajpkach bydgoszczan? Czy kelnerzy, kucharze, barmani i szatniarze, podobnie jak dziś ekspedienci, nie uderzyliby na alarm, że odbiera się im dzień przeznaczony dla rodziny? A więc kto nas obsłuży, Ukraińcy?
Przeciętny włóczykij gotów jest spędzić w drodze góra dwie godziny. Nasi przedsiębiorczy przodkowie potrafili to wykorzystać.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- Dni Gąsowskiego w "TTBZ" są policzone?! TAKĄ niespodziankę zgotowała mu produkcja!
- Maja Rutkowski ZROBIŁA TO z premedytacją, teraz się tłumaczy. Okropne, co ją spotkało
- Była pięknością ze "Złotopolskich". Dziś Gabryjelska nie przypomina siebie | ZDJĘCIA
- Tak NAPRAWDĘ żyje matka dziecka Kevina, co z pieniędzmi od faceta Roksany?